Cei stanęła nad brzegiem urwiska i wpatrywała się piękną scenerię rozciągającą się przed naszymi oczami. Jednak nie było nam dane długo się tym pozachwycać. Wyczułem dziwny zapach i po chwili usłyszałem łopot ogromnych skrzydeł.
-PADNIJ! - ryknąłem i popchnąłem moją towarzyszkę w bok, sam padając na ziemię. Bo oto nad naszymi głowami przeleciał uskrzydlony wilk.
Nie miałem czasu zastanawiać się nad komicznością tej sytuacji. Cei chyba chciała go zabić. Lecz wiedziałem, że ja zrobię to szybciej. Skupiłem się i popatrzyłem na wilka. Właśnie chciałem go zabić siłą umysłu. Każde inne stworzenie powinno rozpaść się w pył. Ale ten był niewzruszony. Wtedy mnie olśniło,
-To Demon - krzyknąłem do wadery - musimy zwiewać.
-Dlaczego?! - zawołała przekrzykując łopot skrzydeł Demona.
-Zabije nas. Może jesteśmy poza terenami watahy?
Wilczyca zrobiła zdumioną minę.
-Mamy jednego Wilka Demona. Ale jest przyjaźnie usposobiony.
-Ale to jest Demon- "mąż" śmierci i jej najwyższy posłaniec.
-Nawiewamy?
-Przed chwilą to mówiłem. Ale tak, musimy zwiewać!
Rozpętała się burza. Lał deszcz, wył wiatr, a na dodatek musieliśmy uciekać przed jakimś pokręconym wysłannikiem Śmierci.
<Cei? Bardzo twórcze opowiadanie, nie uważasz? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz