wtorek, 17 lutego 2015

Od Aventy'ego CD. Ignis

Przekrzywiłem lekko głowę i spojrzałem pytająco na waderę.
- Jakoś Ci nie wierzę... - mruknąłem pod nosem.
- Ta... pewnie masz do mnie mnóstwo pytań... - mruknęła niezadowolona Ignis i usiadła na ziemi z lekkim poirytowaniem.
- Nie mam. - odpowiedziałem i zwróciłem wzrok ku górze.
- Nie masz? Jak to nie masz? Myślałam, że po tym co się stało, będziesz chciał wiedzieć... no wiesz... czy to zwykły odruch, czy może raczej trzeba pójść ze mną do szpitala... czy może zaraz umrę...? - Ignis popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Zmrużyłem powieki.
- Jeśli cię zapytam, to odpowiesz? To jest twój problem. Bardzo głęboki problem. Nie mam prawa wiedzieć. Nie mam metody na infiltrację w głąb twojego serca bez użycia brudnych sztuczek. Więc będę czekać. Kiedy zechcesz porozmawiać, kiedy uznasz, że to jest odpowiedni moment do rozmowy... Mów do mnie. Do tego czasu będę czekać. - ująłem krótko. 
     Zapadła cisza. Słuchałem jak burza powoli ustępowała. Byłem ciekaw, czy padły jakieś śmiertelne ofiary. Wstałem. Ignis nadal wlepiała we mnie wzrok ze zdumieniem.
- Poczekasz tu chwilkę? Zaraz wrócę. - zapytałem. Ona nic nie odpowiedziała, tylko dalej wpatrywała się we mnie. Aż tak to ją zszokowało? To przecież nic nadzwyczajnego. Zwykłe wilcze uczucie, którego prawa nie mam naruszać. Podreptałem do pomieszczenia obok. Sprawdziłem uważnie na hipoilometrze, czy ktoś z członków watahy został uszkodzony, bądź uśmiercony. Nie. Nikt. Na szczęście nikt. Ulżyło mi. Kolejny rok bez zdrajców... pamiętałem ten dzień... ten, w którym nasza wataha została zdradzona... wtedy, kiedy to jeszcze nie byłem alfą... nie sądziłem, że Shin jest do tego zdolna... nie sądziłem... cóż... byłem głupio zaślepiony, a moje oczy spowijała mgła i nie chciałem zadziałać, nawet, gdy pojawiły się dowody przeciw niej... ech... byłem taki głupi, a ariońska burza spóźniła się o miesiąc... dlaczego?
     Poszedłem do obszernego miejsca w jaskini, które było kuchnią. Wyciągnąłem z zamrażarki wykonanej z misternie rzeźbionej kości słoniowej i lodu, zimną, nawilżoną i nieco skrzepniętą od mrozu szmatkę. Później zaparzyłem bardzo dobry, gorący napój podobny do herbaty i wlałem go do miski. Rozmyślałem przy tym o zdarzeniach z tamtej nocy... chmara ventusów, Oral i... przełknąłem ślinę na samą myśl o tym okropnym i okrutnym stworzeniu, które sprowadziła Shinji... a to wszystko przez moją głupotę! Przez to, że...
     Wyszedłem z kuchni. Nie miałem pojęcia, jak musiałem wtedy wyglądać, ale wiem, że bardzo strasznie... byłem zmęczony, kręciło mi się w głowie. Moje powieki same się zamykały. Usiadłem obok Ignis i wręczyłem jej zimny okład oraz herbatę. Nie przestawałem o tym myśleć... sam widok tego potwora w mojej wyobraźni przyprawiał mnie o mdłości... spostrzegłem krzyki wilków... ich przelewającą się krew... tak, jakby to wszystko zdarzyło się zaledwie wczoraj. Ignis nadal się nie odzywała, tylko obserwowała mnie w milczeniu. Po chwili zamknąłem oczy i... straciłem przytomność.

<Ignis? Wiesz, że troszkę mam :/ Sorki, że musiałaś tak dłuuugo czekać xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz