niedziela, 4 stycznia 2015

Od Serine'a CD. Ceiviry

Hałas był coraz głośniejszy. zesztywniałem mocniej przytulając waderę. Jej wzrok gubił się w kamiennych kostkach, którymi wyłożona była podłoga. Ja natomiast nie spuszczałem wzroku z metalowych drzwi. Delikatne światło padające z niewielkiego okna zagłuszył cień. Wciągnąłem powietrze,a zapach rozkładających się szczątków wdarł się w moje płuca. Moje uszy stanęły na baczność, kiedy brzęk kluczy obił się o ściany. Ochrypły śmiech wypełnił ciszę. 
- Nie wyjdziecie stąd żywi - odezwał się. 
Wstałem i spojrzałem, przez niewielkie, zakratowane okienko. Nikogo nie było, ale to pewnie był jeden ze strażników. Odszedłem od drzwi i spuściłem łeb. 
- Przepraszam. 
- Nie, Serine to nie twoja wina. 
- Mogłem ją powstrzymać, mogłem... 
- Serine, proszę - wstała
Spojrzałem jej w oczy. Nadal były wyblakłe. Zacisnąłem powieki i podszedłem do niej. Wadera delikatnie mnie przytuliła, a ja odwzajemniłem gest. 
***
Mimo mgły księżyc był widoczny. Parę dni do pełni, ale i tak wyglądał okazale. Jego blask odbijał się o matowe powierzchnie krat. 
Spojrzałem na Cei. Spała. Drżała z zimna. Nie zwlekając ani chwili dłużej położyłem się obok niej. Wadera wzdrychnęła i obróciła się na drugi bok. Wtuliła się we mnie, a głowę, którą wcześniej trzymała na wilgotnej ziemi położyła ma plecach. Okryłem ją skrzydłem i spojrzałem na kraty w drzwiach. Co chwilę ktoś przechodził stukając kluczami o metal. Na te dźwięki moje uszy kładły się, a brwi marszczyły. Śmiech niosące się po wąskim korytarzu niosły się dłużej sprawiając, że lochy ciągnęły się w nieskończoność. 

<Cei? UUUU Wena...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz