Zaśmiałam się, szczerząc zęby. Trwała burzliwa, mokra wojna wodna. Kropelki latały wokół w powietrzu, co jakiś czas kłapałam na nie kłami. Byłam szczęśliwa. Szczęśliwa. Skakaliśmy, brodząc w stawie i płosząc ryby. Jakiś czas później zmordowani wspięliśmy się na brzeg pół metra nad wodą i legliśmy w długą, puszystą trawę. Wciąż szybko oddychaliśmy. Gdy słońce zachodziło, przegięłam się przez brzeg i kłapnęłam w stawie szczękami. Udało się. Złapałam rybę, Aventy zrobił to samo. Po posiłku ułożyliśmy się znów w trawie, na plecach. Wypatrywałam gwiazd.
<Aventy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz