- Nie możesz za nim lecieć - usłyszałam.
- Dlaczego? Przecież to mój przyjaciel. On nigdy nie zrobiłby mi nic złego... - westchnęłam.
- Wiem, że ci na nim zależy, ale zaufaj mi. To działa tylko w jedną stronę. To nie jest wilk dla Ciebie - powiedział White.
- Serine nigdy by mnie nie otruł! - wykrzyknęłam.
White wyrwał mi z ręki filiżankę i wylał jej zawartość prosto na piękny dywan, który leżał nieopodal. Wtem zaczęły się z niego unosić zielone opary. Kiedy opadły jedyne, co zobaczyłam, to tylko i wyłącznie ogromna dziura. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To niemożliwe...
- To właśnie stałoby się z twoim przełykiem, gdybyś to wypiła... - szepnął.
Wyciągnął łapę i próbował ją zbliżyć do mojego pyska, ale ja się cofnęłam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Chciałam zostać sama. Pragnęłam tego najbardziej na świecie.
- White... Ja muszę pobyć chwilę sama... Proszę, zostaw mnie... - szepnęłam i wzbiłam się w powietrze.
Wylądowałam na balkonie, z którego roztaczał się piękny widok - ten, który pokazał mi Serine. Z moich fioletowych oczu zaczęły płynąć łzy, bardzo obficie... Czułam się taka samotna, taka oszukana... Nadal nie mogłam uwierzyć w obrót tej całej sprawy. To wszystko tak bardzo mnie bolało. Gdy zobaczyłam tą dziurę w dywanie, moje serce przeszedł sztylet i pozostanie tam już chyba na zawsze. Opadłam na zimną, kamienną posadzkę. Wtem nad moim ciałem przeleciał lekki powiew wiatru, który kołysał mnie do snu. Na początku opierałam się, ale już po chwili zasnęłam. To był jedyny sposób na to, abym choć na chwilę zaznała ulgi. Ta jednak nie nadeszła... Nawet gdy spałam, nawiedzała mnie senna zjawa. Cały czas przed oczami miałam tylko i wyłącznie tę dziurę oraz odlatującego w dal Serine'a. Nie wiedziałam już, co bardziej bolało - to, że mnie oszukał, czy to, że mnie opuścił... Nagle obudziłam się. Była noc. Niebo usiane było milionami gwiazd. Zawsze je kochałam, ale teraz nawet i ten widok nie był w stanie mnie pocieszyć.
- Wreszcie wstałaś. Jak się czujesz? - usłyszałam czyiś głos.
Odwróciłam się. Zobaczyłam białą sierść basiora i jego niebieskie oczy. Nie czułam ulgi... Nie nadeszła i nigdy nie nadejdzie...
- Źle... - wyznałam cicho.
White zaczął powoli iść w moją stronę. Usiadłam na kamiennej posadzce, a z moich oczu znowu popłynęły łzy.
- Ciii... Wszystko będzie dobrze - uspokajał mnie basior swoim aksamitnym głosem.
- Nic już nie będzie dobrze. To koniec... On odleciał...
- Cei... On nie jest Ciebie wart. To kłamca! Chciał Cię tylko i wyłącznie oszukać. Nie widzisz tego? - zapytał.
- Nie, nie widzę... - szepnęłam.
Mimo tego, że Serine tak mnie potraktował, cały czas o nim myśłałam. Nie mogłam zapomnieć jego pięknego głosu, rozwiniętych w locie skrzydeł i uśmiech, który był dla mnie najcenniejszym skarbem na świecie. White podniósł mój pysk swoją łapą i spojrzał mi prosto w oczy. Jego niebieskie tęczówki potrafiły oczarować niejedną waderę. Bił z nich blask i masa uczuć. Jednak miały jedną wadę. Nie były tak piękne, jak zielone oczy Serine. Takie spokojne, pełne troski i tego niezbadanego pierwiastka...
- Cei, jesteś taka piękna... - wyszeptał White, patrząc mi prosto w oczy.
O dziwo, ten komplement nie wywołał u mnie radości, ale tylko strach. Strach przed tym, jakby się poczuł Serine, gdyby to zobaczył... Odwróciłam pysk i wstałam.
- White, przepraszam Cię, ale ja tak nie potrafię... - powiedziałam cicho i po raz kolejny wzbiłam się w powietrze.
Zaczęłam krążyć wokół zamku, aż wreszcie wylądowałam w nieznanym sobie miejscu. Przede mną rozpościerały się wielkie, drewniane wrota. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam je. Pokój był ciemny - czarno - fioletowy. Po lewej i po prawej stronie stały rzędy owalnych luster. Światło dawały jedynie świece rozstawione po obu stronach każdego ze zwierciadeł. Ogromna komnata była tajemnicza i trochę straszna, ale w tamtej chwili najmniej mnie to obchodziło. Chciałam ugasić ten palący mnie od środka, zżerający do szpiku kości ból... Zaczęłam przechadzać się wzdłuż długiego, czarnego dywanu. Wreszcie zatrzymałam się przy jednym z luster. Odwróciłam się do niego przodem. Zobaczyłam tak siebie w klatce, śpiewającą dla złowrogich wilków... Coś ukuło mnie w serce. Wydarzenie z tamtego czasu powróciły niczym bumerang. Szybko przeszłam do następnego lustra. Ujrzałam tak śmierć... Śmierć swoich bliskich - mamy, taty i śmierć White'a... Odwróciłam się napięcie i zajrzałam do kolejnego zwierciadła. Oto ja, stojąca obok Serine'a w momencie gdy zemdlał... Kolejne - Serine odlatuje, następne - spędzająca mi sen z powiek dziura w dywanie. Niemożliwe! Każde z luster pokazywało największą udrękę, bolączkę i strach mojego życia. Jakim cudem? Wróciłam na dywan i zaczęłam kręcić się w kółko. Zwierciadła zmieniały obraz, ale każde z nich w dlaszym ciągu pokazywało tylko i wyłącznie mój ból. Wtem usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Zimny, złowrogi wiatr wtargnął do komnaty i uniósł mnie w górę. Nagle zniknął, a ja upadłam na ziemię. Poczułam straszny ból. Syknęłam. Wiatr zaczął zamieniać się w wir. Powoli zaczęłam dostrzegać w nim jakąś postać. Formowała się w środku. Gdy proces się skończył ujrzałam przed sobą ogromnego smoka! A przynajmniej coś, co go przypominało - ten został pozbawiony skrzydeł. Próbowałam się wycofać, ale nie potrafiłam. Każdy mój ruch sprawiał mi ogromny ból. Zaczęłam się leczyć. Udało się! Wstałam i starałam się wycelować w potwora falą dźwięków. Ten jednak nie dał się złapać. Zaciągnął mnie pod ścianę. Nie miałam gdzie uciec. Zamknęłam oczy. Byłam przygotowana na najgorsze. Wtem poczułam, że lecę! Rozwarłam powieki i ujrzałam Serine'a!
- Co ty tu robisz? - zapytałam totalnie zaskoczona.
<Serine? 100% wyciągnięte :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz