środa, 5 listopada 2014

Od Ceiviry CD. Serine'a

Sama nie wiem dlaczego, ale na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Serine nie musiał długo zachęcać White'a. Gdy ten wzbił się w powietrze wiedziałam już, że to, co za chwilę zobaczę będzie prawdziwym przedstawieniem, pokazem siły, a nie zwyczajną walką. Białe, rozłożyste skrzydła trzepotały kilka metrów nad ziemią. Sylwetka basiora wyglądała majestatycznie - głowa uniesiona do góry, wyprostowany tułów. Można by pomyśleć, że króluje na niebie. Od razu zaczął od wypuszczenia w stronę smoka paru ogromnych chmur nut. Każda z nich była idealnie przemyślana, dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Westchnęłam. "Dlaczego ja tak nie umiem?" - pomyślałam. Obserwował z ogromną uwagą i podziwem pokaz White'a. Zawsze zazdrościłam mu tej precyzji, spokoju i opanowania, które miał w sobie. Wtem biały basior wypuścił w stronę bestii serię białych, łagodnych nut. Wiedziałam już, co chce zrobić. Muzyczne znaki podpłynęły do smoka i wybuchły mu przed oczami mydlanymi bańkami. Basiorowi udało się omamić potwora. Zaczął miotać się i zacierać swoje wielkie ślepia. White bawił się z nim jeszcze przez parę chwil, po czym znów wysłał bańki. Gdy bestia została po raz kolejny ogłuszona, basior zwrócił się do mnie:
- Cei, pozwolisz? - uśmiechnął się i wsytawił łapę w moim kierunku.
Serine spojrzał na mnie dziwnym i niezrozumiałym wzrokiem, mimo to wzbiłam się w powietrze i dołączyłam do White'a. Ten dał mi pierwszeństwo. Z mojego pyska wypłynęły zupełnie inne nuty niż dotychczas. Zamiast łagodnych i melodyjnych dźwięków uwolniłam znacznie ostrzejsze i głośniejsze. Czarne nuty, płynące mrocznym potokiem z mojego gardła, zaczęły osaczać bestię. Stworzyły wręcz melodyjny wir. Zaciekle krążyły wokół szalonego potwora. Musiałam uważać, by trzymać je na wodzy. Jeden fałszywy ruch, jedna stracona myśl i po nas. Po chwili włączył się White ze swoimi białymi nutami, które idealnie komponowały się z moją linią melodyczną. Razem, jak jedna zgrana drużyna, tak, jak za starych, dobrych czasów, dopełnialiśmy się wzajemnie. Na tym właśnie polegała sekwencja - synchronizacja więcej niż jednego głosu w jeden, o wielkiej sile fizycznej i duchowej. Aby dobrze ją wykonać, musisz dokładnie znać posiadaczy innych głosów. Wiesz, jakich emocji brakuje i dodajesz własne. Nasza sekwencja była wręcz idelana, a przynajmniej na tyle silna, aby skutecznie i do granic możliwości zahipnotyzować bestię. Zmieniłam ton na łagodniejszy, ale przedtem zerknęłam na Serine'a. Niestety, ale ten zwiesił głowę. Przeczuwałam, że coś jest nie w porządku, że coś go martwi i smuci. Westchnęłam w duszy.
- Cei, skup się. Jeszcze tylko kilka chwil - zwrócił mi uwagę white.
Odwrócilam łeb i ponownie próbowałam się skupić. Ściszyłam dźwięki i zaczęłam je materializować. Ogromne pole energii utworzyło się przede mną. White osłaniał je, aby nie wymknęło się spod kontroli. Gdy było już wystarczająco duże, popchnęłam je w kierunku potwora. Pole otoczyło smoka i uwięziło go w ogromnej kuli. Ta zaczęła atakować go od środka samoistnie huraganem dźwięków. Zaczęła się zmniejszać, a wraz z nią i bestia. Gdy kula osiągnęła milimetrowe rozmiary, rozpadła się, wyparowała razem ze smokiem. Wraz z Whitem zlecieliśmy na balkon.
- I co ty na to? - uśmiechnął się triumfalnie basior.
- Może być - wzruszył ramionami Serine.
Widocznie pokaz białego basiora nie zrobił na nim wrażenia. Chciałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego ziewnęłam przeciągle.
- Może połóż się spać? Z pewnością jesteś zmęczona - zaproponował Serine.
- Dobry pomysł - odrzekłam.
***
Kiedy się obudziłam, o dziwno, była noc. Zarówno jeden, jak i drugi basior spali. Nie chciałam ich budzić. Po cichu ulotniłam się i wyszłam na balkon. Na niebie czuwały niczym najdzielniejsi strażnicy jasne gwiazdy. Nad całym nieboskłonem panował on - księżyc. Westchnęłam. Wtem usłyszałam dobrze mi znany, aksamitny i spokojny głos:
- Piękna noc.
- To prawda - uśmiechnęłam się.
Sekundę później Serine był już obok mnie przy balustradzie. Milczeliśmy, ale to milczenie było bardziej wymowne niż jakiekolwiek słowa. Wpatrywaliśmy się w księżyc. Moje serce zaczęło napełniać pewne pragnienie.
- Zaśpiewasz ze mną? - wypaliłam wreszcie.
- Ale ja nie umiem... - odrzekł zmartwiony.
- Każdy umie, uwierz mi. Musisz tylko dobyć głos stąd - położyłam mu swoją łapę na jego sercu.
Ten najpierw się trochę zdziwił, ale chwilę potem posłał mi lekki uśmiech. 
- Jeśli ktoś ma piękną duszę, to i jego śpiew będzie szlachetny - próbowałam go przekonać.
Spojrzałam mu w czoy. Widziałam, że się waha, ale byłam przekonana, że jeśli odważy się zaśpiewać, nasz duet stanie się naprawdę wyjątkowy.
- Zrobisz to dla mnie? - poprosiłam ponownie.

<Serine?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz