Artem po raz pierwszy w życiu zwrócił na siebie tak wielką uwagę.
Owszem, zdażało mu się robić jako szczeniak rzeczy tak diametralnie głupie, że stawał się gwiazdą wieczoru. Jak tego pamiętnego dnia, gdy przyprowadził ze sobą osierocone szczurzątko (niemal dorównujące mu wtedy rozmiarem) i pochwalił się nim wujkowi Saszy na środku zatłoczonego tunelu. Taaak...Piękne, dziecięce lata. Wtedy przynajmniej dało się ujść płazem z najgorszego wygłupu dzięki słynnemu powiedzonku, że ,,Mądre szczenię po szkodzie”.
Teraz może nie przyprowadził ze sobą szczura, ale Restia jednak przyciągnęła zdecydowanie więcej par półślepych oczu. Na dodatek basior chyba już zdążył zostać uznanym za ,,zaginionego”, bo mieszkańcy podziemi ucichli - o ile to było możliwe - jeszcze bardziej na widok jego niż wilczycy, jakby zobaczyli ducha. Artemowi może i trudno było cokolwiek widzieć przez przyjęte niedawno krople wadery, jednak dzięki wyczulonemu zmysłowi orientacji wyczuwał co się dookoła dzieje...A problem polegał na tym, że nie wyczuwał nic. Wszyscy nawet bali się odetchnąć.
- Chyba zrobiłaś wrażenie - rzucił półgębkiem Chan do Res.
Wadera starała się uśmiechnąć przyjacielsko, jednak z jej wysiłków powstała jedynie nerwowa imitacja.
- CO TU SIĘ WYPRAWIA?! - dotarł do nich skrzekliwy głos.
- No to teraz się zacznie zabawa - mruknął Hunter wychodząc naprzód.
Przez tłum przepchnął się stary Kret o brudnoszarej sierści. Grimwall od dziecka przypominał Artemowi z pyska gryzonia. Miał długą kufę zakończoną nie czarnym, a różowym nosem, odcinające się od futra niemal białe wąsy czuciowe (drgające co kilka sekund), równie siwą kozią bródkę i krzaczaste brwi, oraz typowe kretom duże uszy. Z tym, że jego były niemalże półokrągłe, a wewnątrz bladoróżowe, co jeszcze bardziej upodabniało go do myszy. Efektu dopełniały małe, ciemne oczka. Grimwall nie widział najlepiej - wskazywał na to fakt, jak bardzo mrużył powieki oraz para drobmych soczewek w drucianej oprawce na końcu nosa.
- Grimwall! - powiedział Hunter ze sztuczną radością. - Co u ciebie staruchu?
- Lepiej niż u ciebie, łowco karaluchów - odburknął członek Zgromadzenia.
Artem zerknął pytająco na Chana, ale ten tylko wzruszył ramionami. Oboje byli jeszcze młodzi (chociaż Chan może dwa czy trzy lata starszy) i niewiele jeszcze wiedzieli o tym, co tu się działo przed ich narodzinami. Między innymi skąd właściwie Hunter zyskał przezwisko ,,Łowcy Karaluchów”. Słyszeli już niejeden raz jak Grimwall kpi z niego w ten sposób, Artem nawet widział jak wujek Sasza się przekomarza w ten sposób ze starym przyjacielem. Ale pochodzenia dziwnego wyzwiska nie znali. Gdy pytali o to Huntera (a robili to niejeden raz podczas wspólnych wart) basior krótko i burkliwie wspominał, że to nieco uwłaczająca mu historia po czym kończył temat.
Grimwall rozejrzał się ,,wnikliwie”.
- Dobrze, a teraz o co to zamieszanie? - zapytał.
Jego wzrok zatrzymał się na żółto rudej plamie kolorów, jakimi w jego oczach była Restia. Przeraził się aż zbytnio, co podpowiedziało Artemowi, że coś jest na rzeczy.
- Skąd się to tu wzięło?! - wrzasnął.
- TO?! - wyrwało się oburzonej waderze.
- WY to przywlekliście, Saszanowiczu, prawda?! - spojrzał na młodego basiora. Jak na tak zgrzybiałe stworzenie szybko kojarzył fakty. - Diabelskie nasienie! To samo, to samo co ojczym! Napchał ci głupot do móżdżku i szukać Powierzchni ci się zachciało!
Na dźwięk słowa ,,Powierzchnia” Krety wokół zbiorowo wciągnęły gwałtownie powietrze. Chan zamrugał kilka razy w namyśle.
- Chwila, dziadku - powiedział, ku zdziwieniu Artema i Huntera. - Skąd wiesz, że ta diewuszka jest z Powierzchni?
Grimwall zdał sobie sprawę z własnego błędu. Hunter zmarszczył gniewnie brwi.
- Wiedziałeś - powiedział krótko.
- Nie mam pojęcia o czym mówicie... - wyjąkał.
- Od początku znałeś położenie wyjścia na Powierzchnię. Dlatego chciałeś zawalić przejście do północnych tuneli - głos basiora przechodził w gardłowy warkot. - A Sasza stracił życie dla tych poszukiwań...
Staruszek zaczął się cofać, ale nie pozwoliła mu na to ściana gapiów, którzy nagle sobie uświadomili, że jeden z ich przywódców całe życie oszukiwał swoją watahę. Hunter odsłonił gniewnie kły. Artem popatrzył na Chana - basior uśmiechał się złowieszczo. Wiedział co jego przełożony będzie gotów zrobić pod wpływem gniewu. Nie cierpiał Grimwalla, chociaż miał ku temu inne powody niż Hunter, Sasza czy Artem. Natomiast młodszy basior, który do tej pory widział swojego opiekuna wściekłego tylko kilka razy przeraził się nie na żarty. Jeśli zabije Grimwalla na miejscu, mogą już nie mieć szansy na przychylność reszty członków Rady. A bez ich poparcia nie przekonają Kretów do niczego.
Dlatego, wiedziony nieznanym sobie dotąd impulsem i nie do końca wiedzą co robi, stanął między wściekłym basiorem, a skulonym starcem.
- Artemka odsuń się - ostrzegł go Hunter.
- Nie - odpowiedział hardo młodzik.
- ODSUŃ. SIĘ. - powtórzył starszy basior akcentując oba słowa.
- Hunter, nie zrobię tego - Artem stał na swoim miejscu. - Gdy tylko się odsunę, rozszarpiesz to próchno na strzępy, a na to nie możemy sobie pozwolić. MUSIMY zdobyć przychylność Rady. Pamiętasz?
Hunter najpierw wściekł się jeszcze bardziej, po czym na jego obliczu zaczął malować się spokój. Zmrużył oczy, po czym uśmiechnął się lekko, jakby z dumą. Oto dzieciak, wychowanek Saszy, nagle zaczął mu się malować nie jako chłopiec, a mężczyzna. Był to test, którego nie planował, lecz Artem zdał go celująco.
- Dobrze więc - powiedział spokojnie. - Grimwall - starzec skulił się na dźwięk swojego imienia. - Nie trwoż się już tak, prijatiel, tylko prowadź do reszty spróchniałego Zgromadzenia. Migiem.
Starzec przełknął ślinę i ruszył między gapiami. Krety rozsąpiły się przed Hunterem (którego od zawsze darzono niemałym szacunkiem). Chan minął Artema puszczając mu krótki półuśmiech, świadczący tyle co ,,Nieźle, mały”. Dla młodzika, który do tej pory nigdy nie usłyszał od Chana ani krztyny pochwały był to mały tryumf. Restia trąciła go z uśmiechem w bark i ruszyli za dwoma Kretami oraz przerośniętą Myszą.
<Res? Tylko nie zwal nam niczego na głowę przed ławą spróchniałego Zgromadzenia, plis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz