Uśmiechnęłam się tryumfalnie.
-Dobrze ci tak - poinformowałam Jack'a. Spojrzał na mnie udając obrażonego. Wtedy poczułam że coś jest nie tak.
-Złap się czegoś! - wrzasnęłam machając łapami. Zmierzaliśmy prosto w stronę wodospadu. Próbowaliśmy jakoś dopłynąć do brzegu. Nic to nie dawało.
-Prąd jest za silny! - wydyszał Jack. Podjął ostatnią próbę. Złapał się mocnej gałęzi i chciał chwycić mnie. Nasze łapy minęły się o milimetry...I poleciałam w dół wodospadu, prosto w lodowatą toń. Słyszałam kiedyś to jak spadnę z takiej wysokości to tak jakbym spadła z bardzo, bardzo wysoka. Masz za swoje Nymerio - usłyszałam w głowie głos matki.
-Zamknij się - warknęłam...I uderzyłam w wodę. Ból był niewyobrażalny, lodowata woda wypełniła mi płuca, a ja sama poczułam ciemność napierającą na mnie zewsząd. I zemdlałam
<Jack? Czas wprowadzić nieco akcji =p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz