Pokazałam jej jaskinię która była 5 metrów od mojej. Miałam skrytą nadzieję, że jutro też spędzimy wspólnie czas.
- No to dobranoc. - uśmiechnęłam się.
- Dobrej nocy. I ciekawych snów. - odwzajemniła się.
Skinęłam głową i poszłam do swojej jaskini. Byłam zmęczona, a dopiero teraz poczułam to tak na prawdę. Nie długo się przewracałam z boku na bok. Szybko usnęłam.
Byłam na łące. Całą trawa była doszczętnie pokryta rosą. Świeżą i jeszcze zimną. Położyłam się na niej by się odprężyć. Rosa powoli przechodziła na moje futro. Było mi tak przyjemnie. Mrużyły mi się oczy. Nagle przed nosem wyrósł mi piękny kwiat. Był cały biały i miał piękny zapach. Tak jakby chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Jego lekkie płatki powiewał na bardzo lekkim wietrze.
- Jesteś piękny - zbliżyłam rękę by go dotknąć.
W jednej chwili zmienił kolor na czarny. Jego zapach był przytłaczający, ale i jakby odurzający. Odskoczyłam do tyłu. Zamiast pięknych białych płatków na namyj jego szczycie były czarne ciernie z których obficie sączył się jad. Jego jeszcze przed chwilą piękna i delikatna łodyga zmieniła kolor na szary i tak jak kora starych drzew była pomarszczona. Rosa też już zniknęła. Trawa wokół kwiatu więdła w zastraszającym tempie, a kwiat rósł i rósł. Zbliżał się do mnie po woli, ale czuć było jego pewny zamiar. Na koniuszkach kolców przejaśniał trochę biały. Wyglądało to tak jakby ten biały kwiat walczył z czarnym. Niesamowite, ale i niebezpieczne. Chciałam pomóc białemu kwiatu, ale nie wiedziałam jak. Ta namacalna bezsilność. Po prostu... Mrugnęłam.
Nie było już łąki. Nie było kwiatów. Była Luna. Czarna Luna. Na uszach miała białe przebłyski, ale jej wzrok był skupiony na mnie. To ona była tym kwiatem. To ona się zmieniała. To ona walczyła.
Obudziłam się zalana potem. Usiadłam i złapałam się za głowę. Przez wejście wpadały jasne promienie słońca.
W tym też otworze stanął czarny cień Luny. Moje serce przestało bić. Przestałam oddychać. Cień się powoli zbliżał. Gdy już cały było widać... Zobaczyłam... Całkowicie białą Lunę.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie.. Nic, to tylko zły sen. - wytłumaczyłam.
Matko, ale dziwny sen. TO pewnie tylko moja rozszalałą wyobraźnia. Nic wielkiego. Zwykły sen. Uf...
- To co idziemy może na rzekę? -zaproponowałam już z uśmiechem.
- Jasne czemu nie? - zaśmiała się.
- No to chodź za mną. - ruszyłam w stronę rzeczki.
Gdy tak szłyśmy atmosfera się poprawiła. Było miło i przyjemnie.
- No to co ci się śniło? - zapytała zaciekawiona.
- Nie uwierzysz... - zaśmiałam się.
Może warto jej powiedzieć. W końcu jak będę miała tajemnice to nigdy nie będziemy przyjaciółkami.
- No opowiedz. - szturchnęła mnie ramieniem.
- No dobra. - zaśmiałam się.
Opowiedziałam jej cały sen ze szczegółami. I jeszcze dodałam swoje poglądy na ten temat. Luna zamieszała się i posmutniała. Tak jakby to było coś ważnego. To tylko sen.
Gdy doszłyśmy nad rzekę, Luna widocznie coś rozważała.
<Luna? Hłeu, hłeu. Co tam dalej napiszesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz