Ok to zaczynam.
Obudził mnie dziwny dźwięk. Usłyszałam, jak coś śmiga między drzewami. Otworzyłam oko, lecz nic nie dostrzegłam, więc postanowiłam dalej drzemać, bo nic innego mi nie pozostawało. Było zbyt wcześnie, by zacząć dzień. Gdy tylko zamknęłam oko, znów coś usłyszałam. Tym razem szybko otworzyłam oczy i zerwałam się na nogi. Między drzewami dostrzegłam białą, połyskującą kulę, która zostawiała za sobą srebrną smugę. Nagle głośny huk przerwał moje dociekania co to. Wychyliłam się zza krzaków. Na ziemi leżał wilk i kilka odłamków kory od drzewa, w które uderzył. Miał może około dwa i pół roku, był chuderlawy, lecz jego sierść błyszczała jak srebro. Zauważyłam drobne rany na jego ciele. Pewnie to od nieumiętnego, zbyt szybkiego śmigania między drzewami- pomyślałam. No ale trzeba mu pomóc. Raz widziałam jak Samantha zbiera fioletowe płatki, które uzdrawiają. Zauważyłam je rosnące obok ( rosną prawie wszędzie ;-) ) i zerwałam kilka. Przyłożyłam do ran, a one od razu przykleiły się do jego skóry. Pierwszy raz tego używałam, więc nie miałam pojęcia o skutkach ubocznych! Byłam zdumiona, bo na jego sierści pojawił się fioletowy nalot. Nie wiedziałam, jak on na to zareaguje, ale przecież to mu pomogło. Wzięłam go na plecy i zniosłam do porośniętej mchem jaskini. Wyszłam na chwilę po wodę, a gdy wróciłam, wilk stał już na chwiejących się nogach. Spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Bał się. Chciał uciec jednak ja stałam w przejściu. Musiałam go jakoś uspokoić.
- Nie bój się, pomogę ci. Jak masz na imię? - Powiedziałam spokojnym głosem. Wilk spostrzegł, że jego sierść zmieniła kolor.
- Jestem Derin. Co mi zrobiłaś? - Spytał drżącym głosem.
- Uspokój się. Ja jestem Mounserat. Jestem tu, by ci pomóc. - Powtórzyłam.
- Nie ufam ci. Kim jesteś ?
Opowiedziałam mu o tym, jak go znalazłam i o feralnym zabarwieniu sierści. Uspokoił się.
- Aha. Więc jesteś dobra.
- Oczywiście! Nie skrzywdzę kogoś, kto jest w potrzebie. - Odparłam - A teraz młody powiedz, skąd się tu wziąłeś?
- Jestem wilkiem z niezwykłą mocą - zaczął - Potrafię władać polem magnetycznym. Tereny mojej watahy są na gęstym powietrzu nad niebem. Dlatego spadałem tak szybko i rąbnołem w drzewo, bo nie potrafię dobrze sterować, nawet sobą. - Zaśmiał się - Moi rodacy chcą mnie wykorzystać do niecnych planów, o których ja nie wiem, bo ich zdaniem nie muszę wiedzieć, po co im ja! Przez pierwsze miesiące życia chronił mnie ojciec, lecz zabili go. Byłem roztrzęsiony. Ojciec był moją jedyną rodziną, a oni wykorzystali sytuację wciskając mi kit, abym do nich dołączył wyładowując żal na wrogich watahach. Byłem tam 3 miesiące, lecz nie było efektów. Gdy osiągnąłem 2 lata, uznali, że jestem do czegoś gotów. Ja oczywiście nic nie wiedziałem, a i tak część tego co wiem wynika z podsłuchów i szpiegostwa. Postanowiłem nie dać się wykorzystać i uciec. Biegłem co sił, ale trafiłem na dziurę w powietrzu i spadłem na ziemię. Wiem, że będą mnie szukać. Miał oczy pełne strachu, gdy o tym mówił. Taki młody, a już ma tyle za sobą. Wiedziałam, że mogę mu lepiej pomóc.
- Hej, mam pomysł! Dołącz do naszej watahy! Mamy różne moce. Zmienimy ci wygląd i skopiujemy twoją moc, jeśli pozwolisz, by odeprzeć twoich wrogów. Co ty na to? Mam dobre stosunki z alfą. Na pewno zgodzi się pomóc.
- No dobrze, jednak nie chcę ci narobić kłopotów .
- Daj spokój! Idziemy.
I ruszyliśmy w stronę jaskini Aventy'ego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz