sobota, 18 lipca 2015

Od Veyrona CD. Dezessi

 - Czekaj! - Złapałem waderę za ramię.
 - Co takiego? Nie mam czasu... muszę już iść - Dezessi westchnęła głęboko i ruszyła dalej.
 - Idę z tobą - stwierdziłem.
Wadera zatrzymała się otwierając szeroko oczy. W jednym z nich zaświeciła łza.
 - Co...? - Zaczęła z niedowierzaniem.
 - Powiedziałem, że idę z tobą. Myślisz, że pozwoliłbym jakiemuś dupkowi zabić moją najlepszą przyjaciółkę? Phi, niech się wali! Mam zamiar ci pomóc, jakkolwiek mogę to zrobić, obalić tego twojego okropnego ojca i porachować się z twoim bratem, za to, że porzucił. Jeśli ktoś złamie serce mojej małej księżniczki - ja złamię mu kark. Zrozumiano?
 Dezessi nic nie powiedziała, ale skinęła głową i wyszła z jaskini. Ja podążyłem za nią. Kiedy tylko wyszliśmy powiało chłodem. Ruszyliśmy dalej przez las. Robiło się coraz ciemniej, coraz zimniej i coraz mroczniej. Wkrótce stanęliśmy na ciemnej polanie... nigdy nie byłem w tym miejscu. Na pewno nie wliczało się ono w granice watahy. Panowała tu złowieszcza mroczna aura. Nagle, ni stąd, ni z owąt Dezessi zaczęła mamrotać jakieś dziwne słowa:
 - Sit eis morietur. Moriatur anima mea lux tenebris boni et mali. Sit daemones de tenebris propellentibus sanguine Bistonium pugnionibusque animis Obrigescitus niger corda purum et bonum. Pruinarum canticum ignis coeli terraeque animum mundi, ianua leti eos permittere. Fortissime magne potens Deus in nobis excitandam et metu esse decernet. A arcis malum et bonum, ut in Cantico glacie occultum ignem terribilem eorundcm portis mortis animam et teipsum mihi placere aliquam dulcedinem irae alius tibi remittit. Valar Morghulis. Valar Dohaeris.
 Spojrzałem na nią z rozdziawionymi ustami. Chciałem coś powiedzieć, ale nagle zatrzęsła się ziemia. Dezessi o mało się nie przewróciła, ale złapałem ją w ostatnim momencie. Nagle z ciemności wyłonił się zamek spowity mgłą. Był duży, ciemny i mroczny.
 - Mamy do niego wejść? - Zamrugałem oczami.
 - A co? Cykasz się? - Wadera zaśmiała się nerwowo.
Powoli zbliżyliśmy się do niego i wkroczyliśmy do środka. To co zobaczyłem zaparło mój dech w piersiach. Weszliśmy do komnaty... wróć. Raczej próżni, która nie miała końca... jedynie w okół lewitowały odłamki skał, a do krawędzi progu, w którym staliśmy w górę pięły się schody. Były metalowe, połyskujące, gdzieniegdzie wyszczerbione, lub wybrakowane, pokryte grubą warstwą kurzu. Prowadziły one do czegoś dziwnego... wielkiej metalowej, nierównej, żelaznej oprawy przyozdobionej bronią ramy, na szczycie której tkwił wielki, spiżowy, misternie rzeźbiony gołąb. Z jej wnętrza wydobywało się oślepiające światło. Ktoś stał przed nią...
 - Portal - wyszeptała Dezessi tak, że ledwo ją usłyszałem.
 - Co? - Zamrugałem oczami.
 - Portal do innego wymiaru, z którego już nikt nigdy nie powróci - wadera westchnęła głęboko.
 - W... Wrota Śmierci? - Wyjąkałem nieco zaniepokojony.
 - Tak. A teraz zachowaj ciszę... on się zbliża... trzeba przekazać go Wrotom Śmierci - wyszeptała drżącym głosem. Przytuliłem ją do siebie.
 - Proszę, proszę, proszę - usłyszałem basowy głos. To ta postać, ten wilk schodził ze schodów. Jego czerwone oczy połyskiwały złowieszczo. Odsłonił swoje żółte, ostre jak brzytwy zęby w szyderczym uśmiechu.
 - Veyronie - powiedziała Dezessi coraz bardziej piskliwym głosem - poznaj mojego ojca.
 - Cześć, Dezessi - wycedził przez zęby nie spuszczając z nas wzroku i schodząc po schodach, będąc coraz bliżej nas. Było tak cicho, że można nawet było słyszeć stąpanie po ziemi jego zakrwawionych łap. - Kopę lat, co nie? Widzę, że przyprowadziłaś tutaj swojego przyjaciela, aby nie musieć ginąć sama, tak?
 - Nie mam zamiaru ginąć - odezwała się moja towarzyszka niepewnie.
 - To szkoda... bo będziesz musiała!
 Wilk rzucił się na nas ze złowieszczym śmiechem. Ja rzuciłem się w lewo, a Dezessi w prawo. Skoczyłem na jeden z lewitujących kamieni. Zakołysałem się, prawie tracąc równowagę i wydałem przy tym zduszony okrzyk. Spojrzałem w dół, w próżnię i zakręciło mi się w głowie. Otrząsnąłem się i spojrzałem na Dezessi. Skinęliśmy głowami porozumiewawczo. Dobrze wiedziałem, jaki jest plan. Biała wilczyca popędziła schodami, a ja z trudem skakałem po kamieniach.
 - No dalej, dalej! Uciekajcie! - krzyczał szaleńczo nasz przeciwnik ciskając w nas ognistymi kulami i goniąc nas niemiłosiernie szybko. - I tak nie uciekniecie! Ach, a więc jednak skaczecie do Wrót Śmierci?! Chcecie to szybko zakończyć, zanim poćwiartuję was na kawałki, tak?! Ha, ha!
 Stanęliśmy przy portalu dysząc ciężko.
 - Zaraz tu będzie - wycharczała Dezessi. - Nie możemy się na niego rzucać. Jest zbyt silny.
 - Stań z boku. Mam plan - wydyszałem.
 - Veyron! Chyba nie chcesz rzucić się wraz z nim do przepaści, co?! - Żachnęła się.
 - Pewnie, że nie! - prychnąłem urażony. - Niby dlaczego miałbym to robić?!
Wadera zdążyła się jedynie odsunąć, bo wtedy zza schodów wyskoczył na mnie basior i... wszystko poszło nie tak. Ja odsunąłem się gwałtownie, licząc na to, że wskoczy prosto do portalu, ale kiedy miało się to stać, basior wbił pazury w mój bok i zaczął ściągać mnie w próżnie portalu licząc na to, że go uratuję. Widocznie przewidział to bo nie był taki głupi jak mi się wydawało.
 - Veyron! - Wrzasnęła Dezessi i kiedy zacząłem spadać razem z jej ojcem złapała mnie za łapę. Zapadła cisza. Ja z ojcem mojej przyjaciółki wbitym w moje plecy dyndaliśmy sobie po drugiej stronie Wrót Śmierci, a naszym jedynym punktem zaczepienia była jedynie słabowita wadera. Pięknie.
 - Ha, ha! Nie jestem taki głupi, co? He, he, he... zaraz się z wami rozprawię - zaczął wspinać się po mnie na górę. - Pożałujecie, że zechcieliście ze mną za...
Nie dokończył zdania, bo chwycił się za gardło jedną łapą i zaczął okropnie kaszleć. Najwidoczniej zakrztusił się kamykiem, którym rzuciła w niego jego córka.
 - A to kara z gadanie! - krzyknąłem kopiąc go w brzuch. Ten zawył z bólu i puścił mnie. Zaczął spadać w ciemność, a jego krzyk cichnął coraz bardziej. Dezessi wciągnęła mnie na górę.
 - Ty krwawisz! Nie umieraj! -  pokręciła zrozpaczona głową.
 - Spokojnie, nic mi nie jest... to tylko drobna ranka - zaśmiałem się. Zapadła cisza. I nie wiadomo dlaczego nagle ja i Dezessi wybuchliśmy śmiechem. Zaczęliśmy tarzać się po podłodze. Gdy już trochę się uspokoiliśmy zapytałem z czystej ciekawości:
 - Dez... powiedz mi... co oznaczały te słowa, które wypowiedziałaś, zanim wyłonił się pałac?
Wadera spoważniała.
 - Niech wszyscy umrą - zaczęła mówić. - Niech umrze światło, mrok, dobro i zło. Niech powstaną demony ciemności wbijając sztylety krwią splamione w serca skamieniałe i czarne, w serca czyste i dobre. O pieśni lodu i ognia, ziemi i nieba oczyść duszę wszystkie, pozwól im przekroczyć Wrota Śmierci. O wielki i potężny Boże, wzbudź w nas lęk i niepokój czysty. O wielki zamku, zła i dobra, który w pieśni lodu i ognia skrywasz sekret straszliwy, Wrota Śmierci wymazując swą duszę, ukaż się proszę i daj mi zaczerpnąć słodkiej zemsty, a kolejną duszę dla Ciebie przyniosę. Wszyscy muszą umrzeć. Wszyscy muszą służyć.

<Dez?>

3 komentarze: