Kiedy Serine zaczął mówić, do mojego serca wlał się niepokój. Myślałam, że znów zrobiłam coś nie tak. Lecz gdy zadał to pytanie, oniemiałam. Słowa uwięzły mi w gardle. To musiał być sen. Chciałam, żeby ktoś mnie uszczypnął. Przełknęłam gulę, tkwiącą w mojej krtani i otworzyłam usta:
- Tak! - zdołałam tylko wyrzucić z siebie.
Potem przytuliłam go. Usłyszałam świst wypuszczanego przez basiora powietrza, poczułam jego dotyk. To nie był sen... To wszystko działo się naprawdę! Na miękkie futro Serine'a zaczęły spływać kryształowe łzy szczęścia, ulgi. Basior wziął moją twarz w swoje łapy. Jego oczy były przesiąknięte troską. Uśmiechał się nieznacznie.
- Skarbie, czemu płaczesz? - zapytał.
- Ja... To ze szczęścia. Nawet nie wiesz, ile na to czekałam. Kocham cię - powiedziałam i wtuliłam się w jego sierść.
- Ja ciebie też - wyszeptał.
Tyle razy wiedziałam, co do mnie czuje. Tyle razy dał mi dowód swojej miłości. Ale to jedno pytanie było dopełnieniem całej naszej historii, znakiem, że chce być ze mną zawsze, na dobre i na złe. Trwaliśmy tak przez chwilę, aż w końcu Serine wypuścił mnie ze swych objęć. Widać było na moim pysku jeszcze ślady łez. Basior delikatnie starł je łapą.
- Teraz o wiele lepiej - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam ten gest. Cała promieniałam. Nawet deszcz przestał już padać. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. W jednej chwili zaczęłam postrzegać świat w jaśniejszych barwach.
- Może będziemy kontynuować nasz spacer, co? - zapytałam radośnie.
- Wyjęłaś mi to z ust - uśmiechnął się.
- Ale teraz to ja prowadzę - oznajmiłam.
Złapałam go za łapę. Zrobiłam to tak gwałtownie, że o mało się nie przewrócił. Wyglądało to tak zabawnie. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Szliśmy pomiędzy drzewami, mijaliśmy niewielkie rzeczki i jeziora. Wsłuchiwałam się w szum wody, śpiew ptaków. Przyroda zdawała się w pełni oddawać moje uczucia. Wszędzie panował spokój oraz harmonia. Potem przez kilka dobrych minut wchodziliśmy na niewielkie wzgórze. Kiedy w końcu tam dotarliśmy, usiadłam wraz z Serinem na trawie. Jedno z jego skrzydeł otuliło mnie. Spoglądaliśmy oboje w dal, ciesząc się swoją obecnością. Widok był naprawdę imponujący. Nie bez powodu wybrałam akurat ten pagórek.
- Poznajesz tamto miejsce? - zapytałam cicho, wskazując na pejzaż rozciągający się przed nami.
Basior chwilę się zastanawiał, a potem kąciki jego ust mimowolnie powędrowały ku górze.
- Jak mógłbym zapomnieć. Przecież tam właśnie się poznaliśmy - powiedziałam, całując mnie delikatnie.
W tamtym momencie chyba oboje odpłynęliśmy. Wróciłam myślami do tamtego dnia. Płakałam, byłam kompletnie zagubiona, usychałam z tęsknoty za utraconą na zawsze rodziną. W tym jednym z gorszych momentów los zdecydował się wcielić do mojej egzystencji tego niepozornego basiora o szmaragdowych oczach.
- Błogosławię ten dzień - wyszeptałam sama do siebie.
- Dlaczego? - usłyszałam w odpowiedzi ciche słowa.
Spojrzałam w jego zniewalające tęczówki i chwyciłam w łapy jego twarz.
- Serinie, tamtego dnia byłam przekonana, że straciłam wszystko - przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a one wszystkie objawiły mi się w jednej istocie - urwałam na chwilę. - W tobie. Jesteś tym, który sprawia, że chce mi się śmiać. Stanowisz uosobienie rodziny, którą kiedyś bezkarnie mi odebrano. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie świata bez Ciebie. Nie wiem, jak mogłam kiedyś egzystować, nie mając Cię u boku - zakończyłam szeptem.
On spojrzał na mnie zdziwiony. Wiedział, że go kocham, ale nie spodziewał się takiego wyznania z mojej strony.
- Przecież ja tyle razy... - zaczął z żałością, ale położyłam mu łapę na ustach.
- Nie myśl o tym w ten sposób. Te wszystkie przeciwności tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że Cię kocham. Należałam do Ciebie od samego początku. Nawet gdybyś złamał moje serce na milion kawałków, to nie ma znaczenia. Ono zawsze będzie twoje i tylko twoje. Nic i nikt tego nie zmieni - uśmiechnęłam się.
On zrobił to samo, a potem przyciągnął mnie do siebie i obdarzył najpiękniejszym na świecie pocałunkiem. Nie musiał nic mówić. Ten gest świadczył o tym, że czuje to samo. Potem wtuliłam się w niego.
Oboje patrzyliśmy w miejsce, gdzie staliśmy razem po raz pierwszy. Zastanawiałam się, jakby wyglądało moje życie teraz, gdybym go nie spotykała. Widziałam tylko pustkę. Chciałam ogłosić całemu światu, że jesteśmy wreszcie parą. Nagle do głowy przyszedł mi pomysł. Nie byłam pewna, jak Serine to przyjmie, ale chciałam go o to zapytać.
- Skarbie? - zaczęłam niepewnie.
- Tak? - wymruczał mi do ucha, aż zachichotałam cicho, ale musiałam się opanować.
- Wiem, że pierwsza taka uroczystość nie skończyła się zbyt dobrze. Jednak skoro już jesteśmy parą, to czy moglibyśmy wziąć ślub? - zapytałam nieśmiało.
<Serine, najdroższy? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz