Sami. W końcu zostaliśmy sami.
Chciałem, aby było tak przez choćby dziesięć minut. Chociaż tyle.
Niestety, jak na złość ktoś musiał nam przeszkodzić. I, szczerze, może zrozumiałbym, jeśli byłaby to matka lub Zaheer. Ale nie. Musiał być to ten czarny basior. Nie dało się nie wyczuć jego ciekawości.
Ceivira spojrzała za mnie i zmusiła się do uśmiechu. Ja od razu spochmurniałem.
- Witaj, Caine - usłyszałem głos Ceiviry.
- Nie wiesz przypadkiem, co to prywatność? – spytałem lekko przekręcając głowę za siebie.
Usłyszałem tylko westchnienie białej wadery.
A mogłem ugryźć się w język.
- Mnie nauczono dobrych manier. Witaj Cei. - Wyminął mnie i usiadł metr od nas.
- Co cię tu sprowadza? – spytała wadera.
- Chciałem tylko sprawdzić, co u was? Jak się czujecie?
- Więc...
- Fantastycznie – wtrąciłem z sarkazmem. Ceivira głośno odchrząknęła.
- Dobrze – kontynuowała. – Nie robiliśmy nic... ciekawego. – Te słowa wypowiadała z takim trudem. Serce ścisnęło mi się w ciasną kulkę, ale nienawiść do Caine'a wzrastała z każdą sekundą.
- Świetnie. Luciell i Zaheer czekają na was w posiłkiem. Luciell upierała się, by przygotować jakiś posiłek, a Zaheer chciał jej to wybić z głowy! -zaśmiał się, jakby był w naszej rodzinie od dawna.
Naszej...
- Więc chyba nie mamy wyjścia. O dziesięć minut samotności też trudno - westchnąłem wstając i prostując skrzydła do lotu.
***
Lot był spokojny i przyjemny. Promienie słoneczne grzały nam w plecy, a chłodny wiatr działał jak dość ulepszona klimatyzacja.
Później nic się nie działo.
Matka jednak przygotowała posiłek. Zaheer jak zwykle siedział w kącie lub znikał ma jakiś czas. Ceivira była jakaś przybita, ale nie chciała mi nic wyjaśnić. Położyła się wkrótce by odpocząć, a ja usiadłem obok niej. Caine stał się dziwnie spokojny. Wydawać się mogło, że podłapał zachowanie Zaheera.
Po godzinie ciszy skrzydlaty basior podszedł i zaczął:
- Serine, moge cię poprosić na chwilę?
Choć z wielką niechęcią, wstałem, a przed wyjściem pocałowałem śpiąca waderę w czoło.
- O co chodzi? - spytałem, gdy staliśmy w ogrodzie poniżej balkonu.
- Kim jest dla ciebie Ceivira? - spytał. Poczułem się, jakbym dostał z metalowego pręta w głowę.
O co mu chodzi? Dlaczego się wtrąca?
- Przepraszam, a co to za pytanie? - zmrórzyłem oczy lekko kręcąc głową.
- Czyli - nikim?
Wziąłem głęboki wdech i zacisnąłem powieki.
- Zabawny jesteś - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Na prawdę nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać.
- Doprawdy?
- Caine, tak? - Na skinięcie głową, kontynuowałem. - Dlaczego tak cię to interesuje?
- Po prostu nie chcę, aby ktoś ją skrzywdził – powiedział, jakby był jej ojcem, a ja, nie odpowiedzialnym wilkiem, który chce zdobyć jego córkę. Tylko, dlaczego zachowuje się jak nad opiekuńczy tatuś? Nigdy w życiu nie zrobiłbym Ceivirze krzywdy.
Fakt, popełniłem parę błędów, ale on o nich nie musi wiedzieć. Ważne jest to, że wadera tu jest. Jest, oddycha, żyję, jest szczęśliwa i nic jej nie grozi. Jest tu bezpieczna! A jeśli zajdzie taka potrzeba - oddam za nią życie.
- Ty nie chcesz? – Syknąłem wściekłe. Cienkie sznurki nerwów zaczynały pękać – TY NIE CHCESZ?! – Powtórzyłem, a mój ryk musiał w końcu zwrócić uwagę Ceiviry. – Nie masz pojęcia, ile się nacierpiałem, co przeżyliśmy i jak się czuliśmy. Ceivira umierała w moich ramionach! A ty mi mówisz, że TY się o nią martwisz?!
No i wszystkie sznurki pękły. Spokój został stłumiony bynajmniej nie przez gniew, tylko wściekłość.
Miałem ochotę rozerwać go na kawałki, pobawić się nim jak lalką, zabi...
- Serine! – zawołała wadera łapiąc i odciągnąć od Caine'a. – Hej, hej, co się stało? Serine.
Ujęła mój pysk w swoje łapy i przekręciła tak, bym spojrzał jej w oczy.
Było w nich tyle troski. Tyle spokoju.
- Serine...
- I to ci chciałem powiedzieć... Jesteś niebezpieczny. – Usłyszałem głos wilka.
- Cei – wyjąkałem niemalże błagalnym tonem tak, aby tylko ona usłyszała.
- Caine! - upomniała go.
- Ja tylko potwierdzam fakty – odezwał się dalej tym zawziętym głosem.
Krew zawrzała w moich żyłach, a uszy wypełniły jej szum. Wbiłem pazury, jak najgłębiej mimo kamienia, zacisnąłem zęby i powieki, aż zaczęły boleć; napiąłem mięśnie, aż zadrżały.
Miałem tego wszystkiego dosyć.
Wyczułem niepokój bliskiej mi wadery.
- ...Cei?
Otworzyłem oczy w tym samym momencie, gdy wadera odwróciła głowę, by pochwycić mój wzrok.
Pochyliłem się nad nią. Zdążyła tylko wziąć wdech, kiedy przycisnąłem usta do jej ust.
Wściekłość zniknęła tak, jak po odłączeniu lampki z prądu.
Kiedy oderwałem się od niej, negatywne emocje wróciły. Spojrzałem gniewie na Caine'a lekko mrużąc oczy.
- Cei, idziemy – powiedziałem nie spuszczając wzroku z wilka.
Lecieliśmy w ciszy. Nisko, praktycznie metr nad koronami drzew. Nie oglądałem się za siebie, nie pytałem Ceiviry, czy nadąża. Nic.
Gdy byliśmy nad skalnymi szczytami, zacząłem się rozglądać za jakąś solidną skalną półką.
Zauważywszy taką skierowałem pysk w dół. Wylądowałem ciężko stając na skraju urwiska. Nie czekając dłużej zacząłem:
- Przepraszam za moje zachowanie. - Obróciłem się ku niej. Miałem jeszcze coś powiedzieć, ale wyprzedziła mnie.
- Co tam się stało? - spytała delikatnie. Może w głosie nie było słychać zawodu, ale oczy były nim przepełnione. Ciemniejące tęczówki i łzy sprawiły, że odwróciłem wzrok wbijając go teraz w odległy dach zamku tonący w morzu zieleni.
Nie mogłem uwierzyć, że znowu ją zraniłem. Kolejny błąd do kolekcji.
- Dałem się ponieść emocjom... Ponownie - dodałem szepcząc pod nosem.
- Ale dlaczego? Przecież wiem, że taki nie jesteś.
- Sam nie wiem... może to dlatego że... - przerwałem nie mogąc nic powiedzieć.
- Serine, wiem, że ostatnio wiele się zmieniło. I bynajmniej nie chodzi mi konkretnie o... nas. Znaczy nie w tym... - odchrząknęła i ciągnęła dalej. - Po prostu doskonale cię rozumiem. Też nie jestem zadowolona z... Nie chcę, abyśmy się nawzajem oszukiwali. Dlatego proszę, powiedz mi. Wiem, że nie mógłbyś zaatakować kogoś bez powodu...
Miała rację. Nie mógłbym.
- Może to dlatego że cię kocham...
Myślałem, że coś poczuje. Cokolwiek. Choćby strach, zdenerwowanie.
A tymczasem nic, jakbym się w ogóle nie przejmował. A rzeczywistość była inna.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził. I choć ostatnio ciągle mi się to zdarza, wiedz, że nie robiłem i nie robię tego specjalnie. Staram się ciebie chronić, jednak nie zawsze mi to wychodzi.
Im dłużej mówiłem, tym bardziej nie chciałem odwracać głowy.
- Nie masz pojęcia, co czułem, gdy umierałaś. Wszystko magle zawaliło mi się na głowę... Zawaliło mi całe plecy, a ja nie miałem siły, by tego wszystkiego utrzymać. W tamtej chwili myślałem, że straciłem cię na zawsze...
Wzdrygnąłem się na jej lekki dotyk. Usiadła obok mnie. Słyszałem jej nie równomierny oddech.
- Doskonale wiem, jak się czułeś... Bo czułam się dokładnie tak samo, kiedy ja straciłam ciebie.
<Cei? Aghh, wyszłam z wprawy :I A, i jeśli są jakieś błędy ort., to przepraszam, ale byłam zbyt zmęczona, by wchodzić na komputer i sprawdzać :\>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz