- Może tego nie pamiętasz, ale gdy Chance Tobą zawładnęła, walczyłam o Ciebie jak lwica. Imałam się wszelkich sposobów, by Cię odzyskać. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce, jakbym straciła ważną cząstkę siebie. Brakowało mi twoich spojrzeń, dźwięku Twojego głosu, Twojego dotyku, twojej obecności...
Odwróciłam się, gdy wypowiadałam te słowa. Wspomnienia wróciły do mnie w tak szybkim tempie, że miałam wrażenie, że Serine nie ma ze mną. Obróciłam łeb. Jednak tu był... Naprawdę tu był i już zawsze będzie.
- A teraz, gdy stoisz tu tak blisko, moje serce napawa się radością. Odzyskałam nieodłączną cząstkę siebie - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
Podeszłam do niego, spojrzałam mu w oczy. Teraz mogłam mu powiedzieć to, co już od tak dawna powinien usłyszeć.
- Zrozum, że nie potrafię bez Ciebie żyć, oddychać, normalnie funkcjonować. Tylko Ty się dla mnie liczysz. Kocham Cię, Serine i nigdy nie przestanę - wyszeptałam.
Zaraz po tym, jak skończyłam wypowiadać te słowa, pocałował mnie. Czułam się tak, jakby unosiła się nad ziemią. Niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak takiego gestu z jego strony. Kiedy odsunął się ode mnie, zobaczyłam uśmiech na jego twarzy.
- Nawet nie wiesz, jak strasznie chciałem to usłyszeć - powiedział.
Jego głos był spokojny, kojący. Oto chodziło.
- A teraz zostaniemy tutaj i nie opuścimy tego miejsca, nawet jeśli Rorelle upoluje tysiąc saren, dobrze? - uśmiechnęłam się.
- Czytasz w moich myślach - odezwał się radośnie.
Położyliśmy się obok siebie. Pierwszy raz czułam, że jest naprawdę mój. Postanowiłam puścić w niepamięć sytuację sprzed chwili. Doskonale rozumiałam zdenerwowanie Serine'a. Sama bym się tak zachowała na jego miejscu. Za długo o siebie walczyliśmy, by teraz tak po prostu dać sobie spokój.
Przez cały dzień, aż do zachodu trwaliśmy blisko siebie bez słowa. Nasza wzajemna obecność nam wystarczyła. To niesamowite, że wilk do pełni szczęścia może potrzebować tak niewiele.
***
Poranne promienie słońca oplatały mnie od stóp do głów. Gdy tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą uśmiechniętego Serine'a.
- Witaj, śpiochu! - zaśmiał się.
- Aż tak długo spałam? Czemu mnie nie obudziłeś? - zapytałam lekko zaspanym głosem.
- Wyglądałaś tak pięknie, że było mi po prostu szkoda - odparł.
- Bajerant - roześmiałam się wesoło i szturchnęłam go lekko.
Basior postanowił nie puścić mi tego płazem i zaraz odpłacił mi się tym samym.
- Tak grasz? Dobra, chcesz wojny, będziesz ją miał - odrzekłam.
Chwilę potem rzuciłam się na jego grzbiet. On upadł na ziemię, ale zaraz umiejętnie przewrócił się na drugi bok. Teraz to ja leżałam na trawie, a on radośnie się śmiał.
- I co teraz? Troszkę się pani zaplątała.
- Jak widać. Chyba mnie masz - rzekłam, próbując udać niezadowolenie, ale marnie mi to wyszło.
Serine spojrzał na mnie. Nie widziałam jeszcze, żeby był taki szczęśliwy. Pierwszy raz od dawna wszystko zaczęło się układać. Pomógł mi wstać, a potem delikatnie pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się.
- Chyba musimy wracać, co? Będą się martwić - powiedziałam.
- No, dobrze, ale obiecaj, że jeszcze kiedyś zrobimy sobie taki dzień.
- Obiecuję - przyrzekłam.
- Może będą mieli coś do jedzenia - uśmiechnął się lekko.
- Oby, padam z głodu.
***
Lot nie trwał długo. Na miejscu wzięliśmy coś na ząb. Na nasze szczęście, Rorelle przewidziała, że możemy wrócić głodni. Oczywiście nie obyło się bez pytań typu: Czemu Was tak długo nie było? oraz Gdzie się tak przed nami chowaliście? Za każdym razem wymienialiśmy tylko z Serinem porozumiewawcze spojrzenia, uśmiechaliśmy się pod nosem i odpowiadaliśmy zdawkowo i nieprecyzyjnie. Caine siedział w ciszy i ukradkiem wpatrywał się w naszą dwójkę. Po posiłku czarny basior podszedł do nas.
- Mogę porwać Cei na kilka minut? - zapytał.
Popatrzyłam na Serine'a. Zachowywał spokój i był opanowany.
- Proszę, jakby co, będę na tarasie, skarbie - odparł i pocałował mnie w policzek.
Wyszliśmy przed zamek. Zaczęłam się trochę martwić. Domyślałam się, o czym chce ze mną rozmawiać.
- O czym chciałeś rozmawiać? - zapytałam uprzejmie.
- Chciałem się dowiedzieć, czy wszystko w porządku.
- Po raz drugi w ciągu dwóch dni? - uniosłam brew.
Caine spuścił łeb. Miałam wrażenie, że się zawstydził, ale dlaczego?
- Czyli nie jest? - zbił moją wcześniejszą reakcję.
- Jest lepiej niż kiedykolwiek było - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Ach, tak - odparł cicho.
Dziwnie się zachowywał. Chyba chciał coś mi powiedzieć, ale nie miał odwagi. Postanowiłam się dowiedzieć, o co mu chodzi.
- Caine, mam wrażenie, że chcesz o coś zapytać. Mam rację?
Nieznacznie pokiwał głową.
- Więc pytaj bez przeszkód - zachęciłam.
- Czy Serine awanturował się potem, zrobił ci coś? - zapytał ci cicho.
Cudem stłumiłam śmiech. Przecież to głupota.
- Oczywiście, że nie. Skąd ten pomysł? - zapytałam ironicznie.
Ta sytuacja była komiczna. Miałam ochotę się śmiać, ale basior był strasznie poważny. Patrzył na mnie tak, jakby się o mnie bał. Jakbym była głupia i nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
- Cei, posłuchaj mnie. On jest agresywny, wybuchowy, zbyt nerwowy. Jednym słowem mówiąc, niebezpieczny. On Cię uwięzi. Nie pozwoli z nikim rozmawiać. Może zrobić ci krzywdę.
- Dlaczego tak Cię to interesuje? - zapytałam.
- Po prostu boję się o Ciebie. Nie chce, żeby ci się coś stało - mówił.
- Przecież mnie nie znasz. Co Cię obchodzi moje życie?
- Ja... Nieważne. Powiedzmy, że... Uznajmy... Ach... Nie mogę się wysłowić. Po prostu wiem coś, czego nie mogę ujawnić. Przynajmniej na razie. Zaufaj mi, Cei. Uważaj na Serine'a.
Z każdym następnym słowem coraz bardziej się denerwowałam. Co to miało znaczyć? "Nie mogę tego ujawnic"? Przecież to niedorzeczne.
- Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? - zapytałam.
- Chciałbym, ale nie mogę. Już ci mówiłem.
Odwróciłam się do niego plecami. Starałam się oddychać miarowo. Nie chciałam wybuchnąć, oskarżyć go o coś. Serce waliło mi jak młotem. Miałam nadzieję, że uda mi się uspokoić, zanim Caine znowu powie coś, co wyprowadzi mnie z równowagi. Tak bardzo chciałam teraz mieć przy sobie Serine'a... Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się na odpowiedź.
- Wiesz, Serine może nie jest idealny. Popełnia błędy, ale kto tego nie robi? Każdemu zdarzają się wpadki, ale on przynajmniej mi ufa. Mówi o wszystkim, pomaga, jak może i nie ukrywa przede mną ważnych informacji. Jest dla mnie najważniejszy. Co lepsze, ja także ufam mu bezgranicznie i wiem, że nigdy świadomie nie zrobiłby mi krzywdy. Ciebie znam tylko kilka dni. Doceniam to, że mi pomogłeś, naprawdę, ale nie mogę tak po prostu ci uwierzyć. Za dużo przeszłam, za wiele przeszkód pokonałam, za dobrze go znam, by go o coś podejrzewać. Wybacz, ale nie wierzę ci. Nie mogę... - odparłam.
Caine przez dłuższą chwilę się nie odzywał. W związku z tym odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę wyjścia.
- Cei? - usłyszałam.
- Tak?
- Przepraszam... Masz rację. Nie znasz mnie, a ja opowiadam ci takie rzeczy. Nie powinienem... Ja po prostu... - urwał.
Patrzył na mnie tak, jakby cały świat mu się zawalił. Był roztrzęsiony. Chyba powiedziałam za dużo... Zrobiło mi się go żal. Podeszłam bliżej.
- Caine... - położyłam mu łapę na ramieniu, ale zaraz ją odsunęłam.
Przed oczami mignęła mi scena. Wszędzie woda, topiłam się. Brakowało mi tchu i oto ktoś podaje mi łapę, patrzę mu w oczy i... koniec wizji.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam jego opiekuńczy ton.
- Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się.
- Słuchaj, nie chcę zrobić ci krzywdy, naprawdę. Nie musisz mi wierzyć ani ufać, ale przynajmniej nie miej mnie za wroga - powiedział błagalnym, smutnym tonem.
- Dobrze, tyle mogę zrobić - uśmiechnęłam się lekko.
Nadal byłam trochę oszołomiona. Pamiętałam dziwną wizję. Potem wróciłam do zamku. Szukałam Serine'a. W końcu zobaczyłam, jak stoi z Zaheerem. Zawzięcie o czymś rozmawiali. Nieśmiało podeszłam do drzwi. Zapukałam cicho.
- Nie przeszkadzam? - zapytałam.
- Ty nigdy - usłyszałam uradowany głos basiora.
- O czym tak rozprawiacie? - odparłam, podchodząc.
- O wszystkim i o niczym. Nie będę wam przeszkadzać - odezwał się Zaheer.
- W porządku, przecież możesz zostać - zaprostestowałam.
- Nie i tak już skończyliśmy - uśmiechnął się i wyszedł.
- I jak? O czym rozmawialiście? - zapytał.
- O mnie i trochę też o nim. Mało ważne rzeczy - odparłam.
Przystanęłam przy barierce. Nagle przypomniałam sobie coś ważnego.
- Serine, chcę, żebyś nie kłócił się z Cainem. Uwierz mi. On naprawdę nic złego mi nie zrobi. Nie masz, o co się martwić. Jeśli byłoby coś niepokojącego, od razu się o tym dowiesz, obiecuję - powiedziałam błagalnie.
- Postaram się - odparł słabo.
Popatrzyłam tęskno w stronę lasu. Gdzieś tam była nasza wataha, przyjaciele. Zatęskniłam za tym. Tyle czasu nas tam nie było... Westchnęłam.
- O czym myślisz? - zapytał cicho.
- O watasze. Tak dawno nas tam nie było, a to przecież jak nasz dom... Tęsknię za tym. Wiem, że to może się okazać mało możliwe, ale czy nie moglibyśmy tam wrócić? - odparłam z nadzieją.
<Serine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz