Wziął mnie na grzbiet. Kurcze rana na łapie to dla mnie tortury. Lubię biegać, a tak to co? Sporo czasu zajęło mu dojście ze mną na plecach do Samanthy. Położył mnie na jakimś dywaniku. Było widać, że ją obudziliśmy, bo nie była w świetnym humorze.
-Co się stało tak pilnego, że mnie obudziliście w środku nocy?
-Zaraz może się zrobić dzień. - zauważył Day dość rozsądnie. W sumie takiego rozumowania u niego się nie spodziewałam. - Coś ma z łapą nie wiem co. - westchnął wymijająco. Szamanka zbliżyła się do mnie i kilka razy przydeptała mi łapę co w cholerę bolało, aż do donośnego chrupnięcia. Poruszyłam łapą i nic nie bolało.
-Day następnym razem błagam cię zrób dzień zanim przyjdziesz. - schowała się w ciemnym kącie podkulając ogon. Wyszliśmy z jej "nory" Walnęłam go lekko biodrem w bok przez co odskoczył na kilka centymetrów. Spychaliśmy się przez całą drogę nad wodopój w ten sposób w końcu w pełnym rozpędzie wbiegłam do wody ochlapując Basiora tak, że był mokry do suchej nitki.
<Day? Też cierpię na Wenus Zanikus>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz