Czemu tak trudno nawiązać z kimś kontakt? Ehh.. o tam ktoś siedzi! To chyba basior. Nareszcie jakaś żywa dusza!
-Cześć!- podeszłam szybko.- Jak się nazywasz? Ja jestem Ewrani. Czy chciałbyś się zaprzyjaźnić? Proszę jestem tu trochę nowa i nikogo nie znam!- chyba za burzo na raz.
-Hej!- wybąkał niepewnie.- Ja jestem Withes. Też jestem nowy i szukam kolegi lub koleżanki...
-O to świetnie!- ucieszyłąm się.- Ja nieznam wszystkich wwoich mocy i chciałam je odkryć, ale nie wiem czy chce Ci się mi pomuc.
-Jasne, że pomogę! Ja też chce odkryć resztę moich mocy. Pomożemy sobie nawzajem!- wymyślił.
-Genialne!
Ustaliśmy co narazie wiemy o swoich mocach. Postanowiliśmy sprawdzić czy czasem nie mamy mocy związanej z rzywiołem wody więc poszliśmy nad wodę. Potem na łąkę. Masa czasu na nic! Pomyślałam, że może inni w watasze mają pomysły. Tylko kogo tu zapytać?! Ojca? Odpada! Pierwszą lepszą osobę.
-Ty się zapytaj.- zaczeliśmy się przyjacielsko kłucić.
-Nie. Ty!- krzyknoł.
-Nie! Ty musisz!
-Nie! Ty!
-Tak ty!
-Ehhh... ja się niezapytam!
-No wiesz!? Ja też się niezapytam.
-To co robimy? Zgłodniałem...
-Ja też... Zapolujemy.
-Kto pierwszy!- krzykną.
-Ej!
Biegliśmy szybko, ale on szybciej (w końcu miał specjalną moc). Odebrałąm mu ją częściowo. Już niebył tak szybki i pewien siebie. Siedziałam mu na ogonie gdy zniknoł! Przypomniałam sobie jego moce. Włączyłam obronę na inne moce. Już mnie nie będzie mugł kontrolować.
-Asians.- zawołałam władczo.
Zjawił się mój osobisty duch.
-Czy widzisz młodego basiora?
-Tak...- odpowiedział zchrypniętym głosem. Pojawiło się też echo.- Chcesz znać jego ppołożenie. Jest za tym drzewem.- wskazał palcem pobliskie drzewo.
-Dziękuje. Pozdrów mamę...- wzruszyłąm się, ale wruciłąm do poszukiwania kumpla.
Podeszłam do drzewa.byłam szkolona przez najleprzych w sztuce łowienia. Nie ma szans, że druga coś złapię. Słyszę nawet króliki biegające blisko granicy terytorjum.
-Wem gdzie jesteś. Jakbyś się nie starał nie masz szans.- stwierdziłam.
Usłyszałam kroki sarny położonej kilkaset metrów odemnie. Poczułąm zapacz i ruszyłam prawie bezszelestnie. Już byłam przy przyszłej ofiarze gdy... obruciła się w moją stronę i zaczeła biec. Ja na nią też się rzuciłam. Zmieniła kierunek. Biegła w stronę Withesa. Zaczełąm rozumieć. Skoczyłąm kilka razy i już kilka cm by dosięgnąć łani. Udało się, ale nie tylko mnie. W tym samym czasie skoczyliśmy i złapali łanię. Miał szczęście! Zabiliśmy ją. I zjedliśmy.
<Podoba się? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz