sobota, 11 kwietnia 2015

Od Hamony ~ Temat 1

Razem z moim bratem Lostem byliśmy na przyjęciu z okzaji urodzin watahy. Wszystko było ładnie, świetnie i w ogóle cudnie. Wtedy Lost zwrócił mi uwagę.
-Nie ma Lilii północnej.
-Co? - zapytałam zbita z tropu. Czyżby Aventy o niej zapomniał. Poinformowaliśmy o tym alfę. Kazał nam ją zdobyć.  Poszliśmy w stronę gór. 
-Możemy skoczyć przez cienie - zauważyłam. 
-No możemy... A wiesz gdzie ona leży? 
-Wiem - uśmiechnęłam się w złowrogi sposób. Basior coś wymamrotał pod nosem. Skoczyliśmy przez cienie i wylądowaliśmy na szycie jakiejś góry. Powęszyłam i złapałam trop.
-Tędy - powiedziałam. Ruszyliśmy. Kiedy doszliśmy na miejsce kwiat był... Ale otoczony czymś w rodzaju klatki. Nagle przed nami pojawił się wilk o lśniąco białym futrze i pięknych, głębokich oczach. 
-Jestem Jason - przedstawił się.
-Ja jestem Lost, a to moja siostra Hamona - powiedział Lost. Widać było, że jest ostrożny i nie zaufał temu basiorowi. 
-Jestem starżnikiem kwiatu - wytłumaczył nam Jason.
Prychnęłam.
-A od kiedy to kwiat ma stażnika? - zapytałam uśmiechając się dziwnie. 
-Od wtedy od kiedy wilki z Wathy Mrocznej Krwi zaczęły go zabierać do swoich niecnych celów - odparł spokojnie wilczur - Przyszliście po kwiat?
-Owszem - pokiwaliśmy jednocześnie głowami. 
-W takim razie zasady nakazują: Jedno z was ma stoczyć ze mną walkę. Jeśli zwycięży - zabiera kwiat i już. Jeśli przegra mam prawo was zrzucić ze szczytu góry.
-Ja będę z tobą walczyć - powiedziałam głośno i pewnie. 
Uśmiechnął się i klasnął w łapy. Nagle z nikąd pojawiła się arena.
-Panie przodem - powiedział.
Uśmiechnęłam sie drwiąco.
-Myślisz, że wygrasz leszczu? Grubo się mylisz - warknęłam. Weszłam na arenę. Lost stanął przy ogrodzeniu. Jason wszedł i zamknął za sobą furtkę. Stanął w pozycji do walki. Ja dalej stałam wyluzowana. Wilk zatakował. Uskoczyłam bez problemu i zaatakowałam go. Chybiłam. Walka trwała długo. W końcu zaczęliśmy opadać z sił. Atakował mnie z coraz mniejszym entuzjazmem i zapałem. Ja też miałam problemy z uskokami. Nagle basior skoczył ze zdwojoną siłą. Cudem uniknęłam ciosu. Teraz to ja rzuciłam się na niego. Nie zdążył odbiec. Zwaliłam się na niego z impetem. Upadł. 
-I co? Mam cię upiec na ogniu, czy może poszatkować? - zapytałam jadowicie - Wygrałam. 
Zeszłam z niego i uśmiechnęłam się szyderczo do wilczura, który podnosił się z ziemi.
-Lost, bierzemy kwiat i spadamy - zarządziłam. Już chciałam sięgnąć po kwiat, ale wtedy za moimi plecami rozległ się drwiący głos. Obejrzałam się. Za mną stał Jason i mierzył we mnie czymś co wyglądało jak... Jeden ze stalowych pazurów Losta. Te szpony są w stanie rozciąć i przebić każdą materię. Lost zwijał się z bólu na ziemi.
-Co mu zrobiłeś? - zapytałam ostro. 
-Hm... Nic poważnego - wilczur uśmiechnął się. Warknęłam i rzuciłam się na niego. Powaliłam go z łatwością, ale zapomniałam o jednym. On ciąglę miał pazur mojego brata. Kiedy chciał mi go wbić w serce przetoczyłam się i wyrwałam mu go.
-To jak? Poszatkować cię nim? - warknęłam. Otworzyłam klatkę z kwiatem. Pobiegłam do Losta chwyciłam go i transportowaliśmy się przez cienie. Wylądowaliśmy w pobliżu miejsca imprezy. Poszłam do alfy i wręczyłam mu kwiat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz