Spojrzałem na Cei. Westchnąłem.
-Okey, idziemy - mruknąłem. Nie chciałem jej puszczać samej. A we dwoje mamy większe szanse. Wyjaśniliśmy sobie z Cei wszystko, a ja powiedziałem, że mogę nas zabrać przez cienie. Wytłumaczyłem jej na czym to polega. Zgodziła się.
*Przed labiryntem*
Staliśmy chwilę przed jaskinią.
-Wchodzimy - powiedziałem. Weszliśmy. Wejście zasypało się za nami.
-No to... Idziemy - mruknęła Cei i poszliśmy do labiryntu. Weszliśmy i od razu natrafiliśmy na przeszkodę. Była to niby nieszkodliwie wyglądająca mgiełkę. Weszliśmy w nią i...
-Aaaaa! - wydarliśmy się spadając w dół przez mgłę. I wreszcie wylądowaliśmy na podłodze. I zobaczyłem ją... Leżała tam nadal wyniosła i zimna. Obsypana swoimi cholernymi błyskotkami.
-Witaj - powiedziałem jadowicie. Uśmiechnęła się lodowato.
-Twoja siostra była dla mnie milsza - odparła.
Prychnąłem.
-My cię nienawidziliśmy - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się szyderczo. Cei stała tam wyraźne wyprowadzona z równowagi.
-Cei to jest moja słodka mamuśka - przedstwiłem je sobie.
<Cei? Sorry, że tak długo nie pisałam. c''>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz