- Ee... dzionek dobry...? - popatrzyłem na nią. Szczerze mówiąc, to Grace często zaciągała mnie do Samanthy, ale nigdy nie widziałem uśmiechu na jej twarzy. Wiecznie była na coś wkurzona... między innymi na swoich pacjentów. „Gdyby byli ostrożniejsi, nic by się nie stało, a ja miałabym dzień wolny. Ale te nieuważne łajzy i tak zawsze coś zrobią...”. Tak mówiła zawsze sama do siebie, kiedy jej pacjenci przyłazili do niej z drobnymi obrażeniami. Zachichotałem. Zastanawiam się, czy mruczy tak pod nosem również, kiedy przychodzą do niej wadery na badania ciążowe... może sam się o tym niedługo przekonam? Ale z drugiej strony, to w sumie nic nie poradzę na to, że czasami bywam małym zobczeńcem, hłe, hłe.
- Ano dobry, dobry - szamanka wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Może idąc po swoje ziółka przewróciła się i udeżyła głową o najtwardszy kamień, który kiedykolwiek powstał? Ale... ja jej się tam nie dziwię. Też bym narzekał na taki zawód...
Nagle zza pleców Samanthy wyłonił się jakiś wilk. Był całkowicie czarny, dobrze zbudowany, jedynie pod niebieskimi, głębokimi, lśniącymi oczami miał białe kreseczki. Był niesamowicie przystojny. Poczułem zazdrość.
- Ano dobry, dobry - szamanka wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Może idąc po swoje ziółka przewróciła się i udeżyła głową o najtwardszy kamień, który kiedykolwiek powstał? Ale... ja jej się tam nie dziwię. Też bym narzekał na taki zawód...
Nagle zza pleców Samanthy wyłonił się jakiś wilk. Był całkowicie czarny, dobrze zbudowany, jedynie pod niebieskimi, głębokimi, lśniącymi oczami miał białe kreseczki. Był niesamowicie przystojny. Poczułem zazdrość.
Po chwili nieśmiało uniósł oczy i wlepił we mnie wzrok. Przyjrzałem mu się dokładnie. Jego twarz wydała mi się bardzo znajoma. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, gdzie wcześniej ją ujrzałem, ale wiedziałem, że spotkałem już tego wilka.
- Cześć... - powiedział cichym, ale czystym głosem.
- No! - wtrąciła się nagle szamanka. - Przyznajcie, że odwaliłam kawał dobrej roboty! Musicie to przyznać! Odwróciłam działanie dokładnie dwustu dziewięćdziesięciu ośmiu eliksirów. Wspaniale, prawda?
W pierwszej chwili byłem osłupiały tak, że aż „wyplułem” powietrze.
- Co? To jest Mottomo Utsu - cośtam?! - szęka mi opadła. Samantha pochmurniała.
- Mhm... - mruknęła i odwróciła się do nas plecami. Już miała odejść, gdy nagle dotarło do mnie, o co chodziło jej ten cały czas.
- Samantho! - położyłem jej łapę na ramieniu. Spojrzała na mnie. - Jesteś niewiarygodna, niesamowicie uzdolniona! Nawet nie wiesz, jak wszyscy bardzo ci dziękujemy! Nawet sam wielki Naosis nie może równać się z twoimi mocami!
Szamanka popaterzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytała z nadzieją w głosie, a w jej oczach dostrzegłem błysk.
- Oczywiście! To był ósmy cud świata! - zapewniła ją Grace i oboje pomachaliśmy głowami. Czarnowłosa wadera uśmiechnęła się szeroko i ruszyła do swojej jaskini mrucząc coś pod nosem z zadowoleniem.
Spojrzeliśmy razem z Grace w stronę Mottomo Utsu - cośtam. Uśmiechnął się niezgrabnie, ale Grace popatrzyła na niego z rozmydlonymi oczami. Zaczerwieniłem się.
- Nadal mnie nie poznajesz? - zapytał cicho. Pokręciłem jedynie przecząco głową. - No cóż... myślałem, że będziesz w stanie mnie rozpoznać bez konieczności podawania Ci swojego prawdziwego imienia...
- Co?! - wybuchnąłem. - To ja się przez dwa dni, żeby móc nazwać cię po imieniu, Mottomo Utsu - cośtam, a ty mi mówisz, że masz jakieś inne imię?! Jeszcze mi powiedz, że składa się z trzech liter, to cię wilku uduszę!
- Można powiedzieć. - mruknął wilk. - Tak serio, to mam na imię Luke. Teraz coś kojarzysz?
Zamrugałem oczami i spojrzałem na czarnowłosego wilka. Zaniemówiłem. Tyle lat...
- Ty... ty... ty... j... - wydukałem i nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć.
- Zaskoczony? - zaśmiała się Grace.
- Chciałbym dołączyć do twojej watahy. - powiedział mój zaginiony brat.
<Grace? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz