Wadera spojrzała na mnie z ogromną radością. Przytuliła mnie, ale wszystko zniszczył basior.
- O, Serine, już wyzdrowiałeś? - zakpił.
- Zostaw go - wtrąciła wadera.
- Cei, ale ty jesteś głupia i naiwna - zmarszczył brwi. - Myślisz, że nie wiem kim on jest? Myślisz, że w młodości był grzeczny i kochany? Mylisz się!
Zatkało mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Obawiałem się najgorszego - basior musiał znać moja przeszłość, ale jak?
- O czym ty opowiadasz? - Cei spytała z niedowierzaniem - Czy ty siebie słyszysz?
- Wiem o nim o wiele więcej niż ty.
- Niby skąd? - Nie dałem po sobie poznać, że byłem zaskoczony.
Biały wilk zaśmiał się donośnie.
- Zrobimy tak - powiedział - po północy spotkamy się na najwyższej wierzy w tym zamku. Tylko ty i ja.
- Niech tak się stanie - uniosłem wysoko głowę, a White zniknął w ciemnościach korytarza.
Cały wieczór spędziłem z waderą. Siedziałem obok niej na kanapie obejmując ja skrzydłem, a ona drzemała opierając głowę o moje ramię. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, aby było tak cały czas. Niestety północ się zbliżała. Od zapewne ostatniego spotkania z białym szkodnikiem dzieliły mnie minuty.
- Długo spałam? - spytała podnosząc głowę.
- Nie. Tylko chwilę. - Wadera spojrzała na mnie z uśmiechem i z powrotem oparła głowę o ramię.
- Przepraszam - powiedziała.
- Nie masz za co.
- Oczywiście, że mam. Gdybym nie użyła na nim tego śpiewu...
- Nie obwiniaj się za to. Gdybyś tego nie zrobiła prawdopodobnie zabił by nas.
- Ale teraz zabije ciebie. Nie chce cię stracić.
- A ja ciebie.
W ten wybiła dwunasta. Dźwięk zegara rozległ się po całym pałacu. Spojrzałem na waderę smutnym spojrzeniem. Ona tak samo. Zszedłem z kanapy i wyszedłem w milczeniu.
- Serine - Usłyszałem za sobą jej głos. Odwróciłem się. - Obiecaj mi, że wrócisz.
- Wrócę.
Po chwili byłem w umówionym miejscu. Spojrzałem w górę. Tysiące gwiazd zdobiło niebo. Pośrodku ich - księżyc. To on bł panem. Świecił najjaśniej tak, że latarnie lub pochodnie nie były potrzebne. Wziąłem głęboki wdech. Czekałem. Basiora nie było. Zacząłem się zastanawiać. Mogłem się spodziewać najgorszego. Po chwili zrozumiałem. Walka to był idealny pretekst by zostawić waderę samą. Zbiegłem z krętych schodów jak strzała. Wbiegłem do pokoju, w którym ostatni raz ją widziałem. Na szczęście usłyszałem jej głos. Byli na balkonie. Przecisnąłem sie przez okno i wyleciałem. Nie zastanawiając się nad niczym wylądowałem za waderą.
- Serine! - krzyknęła.
- Okłamałeś mnie.
- To dla jej dobra - wytłumaczył się.
- Bzdury!
- Cei, chciałabyś coś o nim wiedzieć? - spojrzała na nią, a następnie na mnie. - Kiedy był mały...
Przerwałem mu rzucając się na niego. Odrzuciłem go na balustradę balkonu. Szybko wniknął w dźwięk. Pojawił się nad tunelem drzew.
- Jesteś żałosny!
- White! Przestań! - krzyknęła wadera.
Zaśmiał się. Zleciał na dół stając przed nami. Ceivira cofnęła się.
- Gdybyś tylko coś o nim wiedziała.
- Wiem bardzo wiele.
- Nie o to mi chodziło - przewrócił oczami. - To, co o nim wiesz teraz to tylko powierzchowne informacje. Sama przyznaj, chciałabyś dowiedzieć się, co tak na prawdę kryje się pod tą bezuczuciową maską.
Wadera spojrzała na mnie. Niestety mój wzrok wbił się w grunt.
- Czyż nie mam racji? - spytał. - Słuchaj Serinku - podszedł swobodnym krokiem. Ja nadal stałem wpatrzony w podłogę, w bezruchu. - Jeśli nie chcesz, by twoja kochana waderka się o wszystkim dowiedziała... - zatrzymał swoją jadaczkę by pomyśleć. - Maz stąd odlecieć.
- Co? Nie! - wadera podbiegła do mnie. Wzięła w łapy mój pysk tak, bym spojrzał na nią. - Nie rób tego!
- Ale on...
- Nie przejmuj się nim.
- To jak? - spytał.
Podniosłem głowę i odszedłem od wadery na dwa kroki. Była zawiedziona. Cóż...
- Obiecałeś... - wyszeptała.
Nie zrobiłem nic innego jak wzbiłem się w powietrze. Słyszałem za sobą jej krzyk. Po chwili zatrzymałem się i spojrzałem w dół. Wadera krzyczała na białego basiora. Była wściekła. Basior także. Nie wiem, co mnie opętało. Nie mogłem zostawić jej samą z tym psychopatą. Złożyłem skrzydła i pozwoliłem ciału spadać. Kiedy byłem wystarczająco blisko rozłożyłem je. Krzyknąłem waderze by uciekła do środka. Tak też zrobiła. Zrobiłem koło i wylądowałem przed Whitem, który próbował tak jak Ceivira wejść do środka. Na początku zmieniłem se w jego koszmar - śmierć. Wilk automatycznie się cofnął. Stał sie jak dziecko we mgle. Nie miał dokąd uciec. Był bezradny. Cofał się i cofał aż "zaklęcie" przestało działać. Otrząsnął się i uśmiechnął.
- Tak mnie próbujesz załatwić? Zabawne.
Rzucił sie na mnie, ale odskoczyłem, by uniknąć ataku. Uderzył mnie z ogromną siłą zapewne falą dźwięku. Uderzyłem o mury budowli. Opadłem na ziemię. Podniósł mnie i ponownie rzucił o mur. Jęknąłem z bólu. Miałem tylko nadzieję, że wadera tego nie ogląda. Wstałem z trudem. Na szczęście szybko z tego wyszedłem. Nim basior się obejrzał stałem pełen sił jak on. Wilk uśmiechnął sie szyderczo, ale szybko zniknął. Z jego pyska zaczęła lecieć krew. Na początku strużka. Po chwili było jej tka dużo, że zaczął się nią krztusić. Upadł próbując złapać oddech. Nie pozwalałem mu. Dusił się własna krwią. Gwałtowne ruchy sprawiały mu ból. Parkiet balkonu zalało jezioro krwi. Nie chciałem tego zrobić, ale musiałem, musiałem dokończyć to, co zacząłem.
- Serine? - usłyszałem głos Ceiviry. Obróciłem głowę w jej stronę. Nie chciała podejść. Szybko zrozumiałem dlaczego.
- Przepraszam - powiedziałem drżącym głosem i wyciągając łapy z krwi.
<Cei? 0: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz