- Dobra, chodź... - spuściłem głowę. Wróciliśmy na polanę i przyczailiśmy się w krzakach. Czekaliśmy, czekaliśmy... czekaliśmy... czekaliśmy... czekaliśmy... czekaliśmy... tak z jakąś godzinę? Zacząłem się niecierpliwić. Po chwili na polanę wyszedł wielki, tłusty żubr. Nie zdążyłem nawet pisnąć, a Cassandry już nie było. Wskoczyła zwierzęciu na grzbiet i wbiła swoje ostre jak brzytwa zęby w jego kark. Ryknął z przerażenia i złości. Patrzyłem na tę scenę i prawie chciało mi się śmiać. Ja też tak wyglądam polując? Zaczął się miotać we wszystkie strony i walić o drzewa próbując zrzucić z siebie Cass. Pomogłem jej i po chwili padł martwy.
<Cassy?>
<Cassy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz