- Nie wiem... - nabrałem trochę więcej pewności wyrażając swoje zdanie na jakiś temat.
- Ee... ja to bym zjadła coś innego niż... truskawki. - uśmiechnęła się.
- Czu... tobie też się owoców przejadło? Nikt się tego nie spodziewał... - uniosłem brwi.
- To chodźmy zapolować. - Susan poruszyła brwiami. Ruszyłem z nią w jakieś dobre miejsce. Zaczailiśmy się na polanie w krzakach i czekaliśmy. Czekaliśmy... czekaliśmy... czekaliśmy i czekaliśmy... dobrą godzinę co jakiś czas spoglądając po sobie ze znużeniem spowodowanym przez brak ruchu i czystego powietrza. Aż w końcu wyczekaliśmy. Na polanie pojawił się wielki tłusty jak i zaczął skubać trawę. Odetchnąłem z ulgą. Ale zagapiłem się a Susan rzuciła się na zdobycz. Wskoczyła zwierzęciu na grzbiet i wbiła swoje ostre jak brzytwa zęby w jego kark. Ryknął z przerażenia i złości. Patrzyłem na tę scenę i prawie chciało mi się śmiać. Jeśli ja też wyglądam tak komicznie podczas polowania, to przerzucam się na jeżyny... zaczął się miotać we wszystkie strony i walić o drzewa próbując zrzucić z siebie Susan.
- Może byś pomógł? - warknęła półgębkiem bo jej zęby zaciskały się nieustępliwie na skórze jaka. Pobiegłem aby jej pomóc, choć przysiągłem, że przerzucam się na jeżyny. Po długiej szarpaninie udało się nam ubić obiad a ja zażartowałem:
- Podano do stołu...
<Susi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz