Zanieśliśmy nieprzytomnego basiora do Samanthy, a Eden wezwał Aventy'ego. Ja i Deze położyłyśmy go ostrożnie na przygotowanym już dla niego miejscu. Samantha pytała nas, czy go znamy, skąd się wziął i co mu się stało. Ale skąd miałyśmy to wiedzieć ? Nie znałyśmy nawet jego imienia. Wyszłyśmy na chwilę, by nie przeszkadzać naszej szamance. Nie zdziwiło mnie, że przed jaskinią stała gromada wilków, wlepiających swój wzrok w nas, pytające "Co się dzieje?". Na szczęście w oddali widziałyśmy już Aventy'ego i Edena, którzy pomogli nam uspokoić towarzystwo.
- Jaki jest jego stan? - spytał Aventy. Eden na pewno zdążył mu już wszystko powiedzieć. Staliśmy tam parę minut, po czym Dezessi i Eden odeszli, wyjaśniając, że muszą "coś" zrobić, oczywiście nie mówiąc nam w prost, o co chodzi. Zostałam sama z alfą, ale nie czułam się niezręcznie. Wręcz przeciwnie. Aventy był pierwszym wilkiem, którego tu poznałam. Tak na moich rozmyśleniach upłynęły dwie godziny, i wtedy Samantha wyszła ze swojej jaskini.
- Możecie wejść, odzyskał już przytomność, ale jest trochę zdezorientowany i odurzony lekami. Da się z nim normalnie rozmawiać. - zapewniła
Weszliśmy wszyscy do pomieszczenia, gdzie leżał ów basior, którego dziś znaleźliśmy. Wcześniej nie zwróciłam nawet uwagi na jego wygląd. Z resztą, całe jego teraz już ślniące futro, było brudne od błota i kurzu i poplamione krwią. Na futrze miał niebieskie przebłyski. Nie był jakimś "mięśniakiem", ani "chuderlakiem". Miał całkiem zwyczajną budowę. Zwrócił wzrok ku nam, kiedy tylko weszliśmy. Aventy podszedł do niego.
- Kim jesteś? Wiesz, że przebywasz na terenie Watahy Mrocznej Krwi?- spytał alfa.
- Jestem Nataniel i jeśli mi pozwolicie, chciałbym zatrzymać się w waszej watasze, by się schronić. - odparł z trudem. Przed czym chciał się chronić? Podeszłam do alfy.
- Musimy mu pomóc, czyż nasza wataha nie pomaga wilkom w potrzebie?- szepnęłam do Aventy'ego.
- Spokojnie, Mounse. Najpierw ja z nim porozmawiam i lepiej się zapoznam. Mogę ci na razie zagwarantować, że zostanie tu, dopóki nie wydobrzeje. A teraz pozwolisz mi kontynuować?
- Dobrze, nie będę przeszkadzać. - mruknełam. Poszłam do swojej jaskini i położyłam się. Patrząc w gwiazdy myślałam o przeszłości tego basiora, i o decyzji Aventy'ego.
- Oby przyjął go do watahy. Nie wygląda na przedstawiciela zła. - szepnęłam do siebie cicho, zasypiając.
***
Na drugi dzień zostałam obudzona w niecodzienny sposób. Otóż moja szalona Dezessi wpadła na mnie, kulając mną po całym pokoju.
- Deze, co ty wyprawiasz? Wiesz która godzina? - spytałam zaspana
- Wiem, już prawie jedenasta. Wczoraj do późna tam siedziałaś, ale to cię nie usprawiedliwia.- rzekła z uśmiechem
- Dobry humor dziś masz. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Ano ja zawsze mam dobry humor, ale dziś jest wyjątkowo wspaniały!- wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Jak to?
- Alfa przyjął tego nowego, cała wataha świętuje!
Po tych słowach zerwałam się i zaczęłam biec do jaskini Samanthy. Z tyłu słyszałam krzyk Dezessi. Wpadłam do pokoju gdzie leżał Nataniel, ale nikogo tam nie było.
- Mounse! Czekaj! Je...jego tam już nie ma. Chciałam ci to powiedzieć, ale nie zdążyłam- powiedziała zdyszana- On jest tam - wskazała łapą na ogród. Basior szedł wspomagany przez Edena. Podbiegłam do niego.
- A to jest właśnie Mounse, ona cię znalazła- zaczął Eden.
- Cześć, jestem Mounserat, cieszę się, że już ci lepiej. - powiedziałam.
- Ja Nataniel, ale to już chyba mówiłem.- rzekł, udając zamyślonego. Wszyscy wybuchneliśmy śmiechem.
- Wiem, i.. tak, mówiłeś to już.- odparłam, śmiejąc się.
- Dziękuję wam, to cud, że mnie tam znaleźliście, i dziękuję, że wasza wataha mnie przyjęła.
- Czemu się tam znalazłeś? Przed czym uciekałeś?- spytałam.
Na te pytania basior nie odpowiedział. Nagle posmutniał. Mogłabym przeczytać jego myśli, ale to byłoby nie fair, mimo że bardzo ciekawiła mnie jego historia.
< Nataniel? Mówisz i masz! Najdłuższe opko w moim życiu! ;-)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz