Uśmiechnąłem się złośliwie, wywracając oczami. Nie żebym zawsze był skończonym chamem, ale zdaje mi się, że przez moją nietypową naturę i charakter już nie potrafię się normalnie uśmiechać. Zauważyłem, że na mym pysku bez przerwy tańczy ten sam zadziorny grymas, odrobinę kpiący z towarzysza, a jednocześnie rzucający mu wyzwanie. Nawet, jeśli w żaden sposób nie uważałem nowo-poznanej wadery za słabą, ani tym bardziej bezbronną (co do rywalizacji, niestety, nie mogę wam niczego gwarantować), nie potrafiłem uśmiechać się inaczej. Taka już moja natura.
-Dzięki, ale nie skorzystam.- odparłem, zlizując krew z pyska. Właściwie to nie mam pojęcia dlaczego również uczestniczyłem w tym całym polowaniu (choć z umiejętnościami Killy bardziej przypominało to zarzynanie niedźwiedzia), zwłaszcza, że nigdy nie odczuwałem głodu, a wadera doskonale sobie radziła. Może jakaś mała cząstka mnie, którą dekady temu spisałem na straty, uznała, że od czasu do czasu wypada wykazać chociaż odrobinę zainteresowania tym, co robi druga osoba?
-A ty co? Na diecie?- rzuciła, unosząc jedną brew. Zaśmiałem się krótko w odpowiedzi, po czym pokręciłem przecząco głową.
-A widziałaś kiedyś kamienia, spożywającego posiłek?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.- Nie potrzebuję jedzenia, by żyć. Nie tak łatwo pozbyć się skały.- to ostatnie dodałem przyciszonym głosem, zupełnie, jakbym mówił do samego siebie.
Jednak na moje szczęście (a może i nieszczęście?), ciemna wadera wszystko usłyszała. Kątem oka zauważyłem cieniutki, odrobinę złośliwy uśmiech, powoli wpełzający na jej usta. Nowo-poznana samica podeszła do mnie kilka kroków bliżej, zlizując jednocześnie krew z ubrudzonych warg. Przyznam, że żyjąc na tym świecie już dobre ponad sześć wieków rzadko widywałem takie wilki, a tym bardziej wadery.
-Może to sprawdzimy, co?- wyczułem w jej głosie nutę wyzwania, czym, nie ukrywam, odrobinę mi zaimponowała. Jednak, nie biorąc pod uwagę tego szczegółu, nie sądziłem, aby wadera mówiła poważnie. Jej postawa, oraz ton, jakim się do mnie zwracała, wyraźnie wskazywały na to, że wolała poudawać i się podroczyć, niż walczyć na poważnie. Przynajmniej w tym wypadku... Poza tym, po co miałaby to robić? Dla zabawy? Ale… no dobra, wiele razy sam tak robiłem, choć nie sądzę, by między nami do czegokolwiek doszło. Poza tym Killy wydawała się nawet w porządku, a uwiercie: naprawdę b a r d z o rzadko mam o kimś taką opinię. Mimo wszystko, prowokować zawsze można, nawet jeśli rzucanie wyzwań jest tylko grą.
-Może innym razem.- odparłem, wzruszając ramionami. Usłyszałem, jak samica zaśmiała się, rzucając przy okazji „mięczak”, co (biorąc pod uwagę, że jestem Gargulcem) wydało mi się całkiem zabawne. Miękki kamień. Nawet nie powstrzymywałem złośliwego uśmiechu, jaki znów zatańczył na moim pysku. Niemniej, nawet jeśli całkiem polubiłem białowłosą, nie mogłem puścić takiej obelgi mimo uszu, nawet jeśli nie była poważna. Wyzwania wyzwaniami, ale podważanie autorytetu (nawet tak drobne i niewinne) było rzeczą niewybaczalną. Cóż, a przynajmniej tacy, jak ja nigdy tego nie przebaczali.
Odczekałem, aż wadera odsunie się odrobinę, a gdy odwróciła się ode mnie plecami, zapewne mając zamiar powrócić do jedzenia zabitego niedźwiedzia, podciąłem jej tylną łapę. Samica nie zdołała w porę złapać równowagi, co skutkowało orłem i upadkiem na ziemię. Zaśmiałem się cicho, widząc jak wadera, która przed chwilą rzucała mi wyzwanie, leży plackiem na trawie.
-Znów zaczynasz?- parsknęła śmiechem, podnosząc się na równe nogi.- Nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak ty został stworzony, by chronić wilki przed czarną magią.- westchnęła, udając zawiedzioną.
Przyznam, w tamtym momencie trochę mnie zatkało. Pomijając fakt, ze dzięki swym zdolnościom, wadera wiedziała, że jestem ożywionym posągiem, to naprawdę mało kto w dzisiejszych czasach pamięta kim w rzeczywistości były Gargulce. Może na początku trochę jej nie doceniłem, choć dołożyłem wszelkich starań, by tego nie okazywać. Na moje szczęście, kamienie mają do siebie to, że są w stanie nie okazywać emocji.
-Najwyraźniej co poniektórzy podczas Tworzenia popełnili jakiś fatalny błąd.- wzruszyłem ramionami, po czym dodałem z demonicznym uśmiechem, który zdawał się być bardzo nie na miejscu.- A może to ja jestem tym fatalnym błędem?
-Oh, w to nie wątpię!- rzuciła ze złośliwym uśmiechem na ustach.- Zawsze byłeś taki wredny?
-Nie, traktuję tak tylko specjalnych gości.- odwzajemniłem uśmiech.- Czuj się zaszczycona. Poza tym- tutaj dodałem już odrobinę poważniej.- bez nas nie istniałyby te uczuciowe wilki. No i… bycie złośliwym jest zdecydowanie zabawniejsze.- błysnąłem ostrymi kłami, uśmiechając się podstępnie. Killy zaśmiała się krótko, po czy jakby nigdy nic oświadczyła prosto z mostu:
-Jesteś stuknięty.
Słysząc tak bezpośrednią (i jakże szczerą) uwagę nie potrafiłem się nie roześmiać. Chyba znajdziemy wspólny język.
-Powiedziała psycho-zabójca.- rzuciłem, uśmiechając się złośliwie. Killy pokazała mi w odpowiedzi język, choć nie sądziłem, by wątpiła w którąkolwiek z rzeczy, jaką każde z nas powiedziało.
<Killy? Wenus brakus znów mnie opętał, ale nie poddam się bez walki! No i mam nadzieję, że mimo wszystko aż tak źle nie wyszło ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz