Ech... Dzień, jak co dzień. Jednak początki w nowej watasze są trudniejsze, niż mi się kiedykolwiek zdawało. Zbierało się na deszcz, a powietrze stawało się coraz chłodniejsze. Pogoda się pogarszała, więc nie było mowy o spotkaniu tu jakiejkolwiek żywej duszy. Poza tym brak żadnego znajomego także dawał w kość. Nie było nawet, do kogo się odezwać. Niby było wcześnie, a ja już dosłownie umierałam z nudów. Po chwili zastanowienia postanowiłam się przewietrzyć. Powoli wyszłam z mojej jaskini i nie patrząc na drogę, ruszyłam przed siebie. Nagle poczułam intensywny zapach. Tak - to muszą być jelenie. W sumie, jak głębiej się nad tym zastanowiłam, to nie miałam nic lepszego do roboty. Polowanie było wtedy jedyną czynnością, która trzymałaby mnie wtedy z dala od nudy. Zaczaiłam się w krzakach na swój cel. Był dokładnie przede mną. Wybrałam idealny moment ... Skoczyłam! Złapałam go, ale w tej samej chwili usłyszałam czyiś głos.
-Ej! To mój jeleń! - krzyknął jakiś wilk i chwilę później podbiegł w miejsce, gdzie przed chwilą były jelenie.
-Przepraszam, nie widziałam cię wcześniej. Jeśli chcesz, to mogę się podzielić, albo ci go oddać, bo tak naprawdę nie jestem głodna - powiedziałam, próbując być miła.
<Nero?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz