Spojrzałem na nią ukradkiem, całkowicie zbity z tropu. Nie rozumiałem jak ktoś mógł porzucić tak wspaniałą waderę jak Melody. Okej, może troszeczkę przesadziłem, ale Melody była naprawdę bardzo fajna.
-Bardzo mi przykro z powodu tego co cię spotkało - powiedziałem cicho. Melody nie zareagowała. Uznałem, że powinienem zapytać dlaczego jej syn zmarł, ale nie miałem tyle odwagi. A nóż jednak zmieni zdanie co do mnie i mnie zabije...
-To może pójdziemy do alfy i zapytamy dlaczego chciał mnie zabić? - zaproponowałem. Wadera nadal nie odpowiadała. Taszczyliśmy daniela w milczeniu. W końcu ona się odezwała.
-To co zaszło między mną a Oaisem. Nikt mi na razie nie współczuł. Nawet parę osób powiedziało, że na to zasłużyłam - westchnęła cicho. A wtedy ja zrobiłem coś zupełnie niespodziewanego. Zacząłem nucić jedną z piosenek, których nauczyłam mnie siostra.
Po chiwli śpiewałem już na tyle głośno, żeby usłyszeli mnie z minimum pięciu metrów. Kiedy skończyłem Medlody odezwała się:
-Cicho durniu! Usłyszą nas z kiloemtra! - jednak ja widziałem jak się uśmiecha. Uśmiechnąłem się do niej. Potem zrobiłem coś czego nie robiłem od początku naszej znajomości. Spojrzałem jej prosto w oczy. Były... No po prostu piękne. Były uderzająco błekitne, ale gdzieś w nich czaiły się przyjacielskie ogniki rozbawienia.
<Melody? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz