Wystrzeliłem jak torpeda z jaskini Samanthy. Biegłem na wschód, to tam było wybrzeże. Kiedy grunt stał się nierówny rozprostowałem skrzydła i wzleciałem ponad korony drzew. Dostrzegłem wybrzeże. Leciałem jeszcze jakieś pięć minut. Kiedy byłem już nad wybrzeżem zmieniłem sposób lotu na nurkowy. Wylądowałem na ciepłym piasku. Od razu dostrzegłem wyspę. Wbiegłem do wody. Płynąłem omijając rafy, skały i inne przeszkody. Na brzegu wyspy wyskoczyłem z wody i pobiegłem w głąb lasku. Czekało mnie nie miłe przywitanie. Drogę zasłonił mi dziwnie wielki niedźwiedź. Nie miałem czasu na walki. Rozprostowałem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Przeleciałem nad naburmuszonym miśkiem i wylądowałem na małej polance. Od razu rzuciły mi się w oczy łodygi czosnku. Wyrwałem pięć sztuk i popędziłem w stronę brzegu. Znowu ten misiek. Przyspieszyłem i przeskoczyłem nad nim, jednocześnie wskakując do wody. Płynąłem tą samą drogą co wcześniej. Wyskoczyłem na brzeg i wytrzepałem się. Rozprostowałem skrzydła i poleciałem w stronę jaskini Samanthy. Wylądowałem przed wejściem i wbiegłem do środka.
-Mam ten czosnek! - krzyknąłem.
< Samantha? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz