Strasznie się ucieszyłem, kiedy wadera oznajmiła, że zostanie. Miałem więc czas na odkręcenie tego wszystkiego.
- Dzięki ci - uścisnąłem ją mocno - Dzięki, dzięki, dzięki.
- Dobra - odepchnęła mnie lekko.
Uśmiechnąłem się krzywo. Wadera zachwiała się.
- Chodź, zabiorę cię do medyka.
- Nie, nie trzeba - zaprotestowała.
- Jak nie, jak tak.
- Nie widzę takiej potrzeby - zarzuciła włosami, co spowodowało kolejne zachwianie się.
Nie wiedziałem jak długo tak wytrzyma. Strasznie martwiłem się o nią, ale wadera chyba już tego nie widziała. Pewnie znienawidziła mnie odkąd dowiedziała się o Chanse. Tylko nie wiedziałem, dlaczego. Dobrze wie (bądź nie), że jej nie kocham, że Chanse jest dla mnie zwykłą wilczycą, która mogłaby być tylko moją znajomą.
- Hmm, lekka gorączka, osłabienie, prawie nie doszło do hipotermii - powiedziała jedna z wilczyc uważnie badając Ceivire. - To nic wielkiego, ale jednak przepisałabym jakieś zioła.
- Nie trzeba - wtrąciła wadera.
- Ja wiem, ze ostatnio dużo przeszłaś, ale Cei, proszę cię.
- Dużo przeszłam? Dużo przeszłam?! - uniosła się - Nie masz pojęcia jak się czuję! Nie masz pojęcia, przez co przechodzę! Nie masz pojęcia! - krzyknęła i wybiegła z jaskini.
- Cei! - warknąłem z lekkiej złości. - Ehh - pokręciłem głową.
- Jeśli mogę spytać, czy coś się stało? - spytała liliowa wadera spisując listę ziół. Co jakiś czas zerkała na mnie.
- Sam nie wiem. Ostatnio... Oddaliliśmy się od siebie.
- Rozumiem. Proszę - podała mi zapisany papier. - Najlepiej iść z tym do ogrodniczki. Katy mieszka niedaleko stąd, praktycznie za moją jaskinią - powiedziała z promiennym uśmiechem.
- Dziękuję bardzo - lekko skinąłem głową w wybiegłem po zioła.
Tak jak mówiła młoda wilczyca, Katy mieszkała niedaleko za jej jaskinią. Przed mieszkankiem młodej wadery znajdował się niewielki ogródek. Jego większa część była schowana za mieszkankiem.
- Katy? zawołałem z nadzieją na obecność wilczycy.
- Jeeestem! - krzyknęła ze środka, a następnie wybiegła. Śnieżnobiała wadera uśmiechnęła się szeroko i spytała, co mnie sprowadza.
- Potrzebuję tych trawsk - powiedziałem podając jej kartkę papieru, jednocześnie rozglądając się za wkurzoną Ceivirą.
- Nie ma spraaawy - powiedziała - przyjdź po mnie za jakieś piętnaście minut.
podziękowałem i wzbiłem się w powietrze.
<Cei? Y: mówiłam, że będzie krótkie :I >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz