Przystawiłam ucho do skały. Usłyszałam dźwięk kruszących sie minerałów. Wiedziałam, co to oznacza. Jaskinia zaraz się zawali.
- Uciekaj! - wrzasnęłam i popchnęłam Serine'a na zewnątrz.
Sama zdążyłam wyskoczyć w ostatniej chwili. Strażnik stał tuż za nami. Poczęłam atakować go dźwiękowymi pociskami. Ku mojej radości zaczął cofać się do tyłu. Potrzebowałam jakiegoś konkretnego planu. Obejrzałam się za siebie. Dostrzegłam tam urwisko. W głowie począł mi narastać pewien pomysł.
- Musimy zepchnąć go ze skały. Gdy wpadnie do wody zacznie się topić. Nie umie latać, więc będzie po nim - wyjaśniłam szybko.
- Niezły pomysł - odrzekł.
- W takim razie wcielmy go w życie.
Dałam Serine'owi znak, że powinnyśmy wzlecieć za grzbiet strażnika. Niebieskie ornamenty lśniły na jego kamiennym ciele. Gdy wylądowaliśmy, długa włócznia potwora zaczęła się świecić. Ten blask mnie zaczarowałam. Wpatrywałam się tępo w lazurowe światło. Wokół wielkiego grotu poczęły strzelać raz po raz błyskawicę. Chciałam się ruszyć, oderwać wzrok, ale nie potrafiłam.
- Cei, uciekaj! - krzyczał basior.
Nie mogłam się nawet odezwać. Wtedy zrozumiałam, kim jest ten strażnik. Byłam pewna, że nie ucieknę, że za chwilę się rozpłynę, zniknę w niebieskim płomieniu. Zamknęłam oczy. Byłam przygotowana na najgorsze. Wtem poczułam uderzenie. Rozwarłam powieki. To Serine! Odetchnęłam z ulgą.
- Ufff... Mało brakowało. Dziękuję - powiedziałam.
- Co to było? Dlaczego nie uciekłaś? - zapytał.
- Nie pora teraz na wyjaśnienia. To strasznie długa historia i sama nie wierzę w to, co tu się dzieje. Jestem pewna jednego. Jeśli my go zabijemy, to on zabije mnie... - rzekłam poważnie.
Na twarzy basiora dostrzegłam strach, który za wszelką cenę starał się zamaskować. Potwór stał tuż za nami. Był wyraźnie zawiedziony tym, że nie trafił. Przyrzekłam sobie, że już nigdy nie spojrzę na jego włócznię.
- To cię zabije - powtarzałam w duchu.
Uderzyłam w strażnika dźwiękiem po raz kolejny. Zaczął się cofać. Wiedziałam, że w końcu się zatrzyma. Takie "gierki" tylko bardziej go rozjuszały. Ja poczęłam tracić siły. Walka z największym koszmarem Wilków Dźwięku zawsze była wyczerpująca.
- Serine, potrafisz go ogłuszyć? - zapytałam.
- Oczywiście, tylko zatkaj sobie uszy - doradził.
- O mnie się nie matrw. Rób swoje - zapewniłam go.
Basior zaczął "przedstawienie". Trwało to chwilkę, ale wreszcie potwór został kompletnie ogłuszony. Trzymałam w zanadrzu wielką kulę dźwięku. Ona z każdą sekundą stawała się coraz większa i większa. Gdy już osiągnęła pożądany przeze mnie rozmiar, uwolniłam ją. Strażnik zaczął gwałtownie się cofać. Stał już na krawędzi. Zanim spadł, wypuścił w moją stronę niebieski strumień energii. Po raz kolejny stałam jak zahipnotyzowana. Lazurowe światło przecięło mnie na wskroś. Potwór rzucił się w otchłań oceanu, a ja upadłam kilka metrów dalej od miejsca, w którym stałam. Przez kilka sekund nie mogłam złapać oddechu, wykonać żadnego ruchu.
- Cei, Cei! Co ci jest? Cei! - krzyczał Serine.
Wzięłam głęboki wdech. Powoli wszystko zaczęło wracać do normy. Przez kilka minut nic nie mówiłam. Byłam jakby w innym, gorszym świecie. Gdy już z niego wyszłam, odetchnęłam z ulgą.
- Już w porządku - powiedziałam.
- Jak dobrze. Przez chwilę to wyglądało naprawdę groźnie. Możesz wstać? - zapytał z troską w głosie.
- Myślę, że tak.
Podniosłam się na chwiejnych łapach, po czym podeszłam do urwiska. Po strażniku nie było nawet śladu.
- Jak ja się cieszę, że już go nie ma.
- Ja także - przytaknął Serine.
- A właściwie, gdzie są twoi rodzice? - zapytałam, przypominając sobie cel naszej wizyty.
<Serine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz