środa, 3 grudnia 2014

Od Arno

Leżałem na ziemi cały we krwi. Byłem wyczerpany do tego stopnia że nie mogłem wstać. Wszystko mnie bolało. Pytasz co mi się stało? Dobrze, swoją historię zacznę od korzeni...Urodziłem się w Watasze Wilków Smoczej Krwi. Każdy z nas był tej rasy. Nigdzie indziej nie było już tej rasy. Byliśmy zagrożeni wyginięciem. Wszyscy mieliśmy ciężkie życie. A szczególnie ja. Byłem sierotą. Moja matka zmarła przy porodzie, a ojciec nie wrócił z wyprawy. Ta wataha uważała sieroty za gorszych, niechcianych i wyrzutków. Jako mały szczeniak  musiałem zjadać resztki jedzenia, bo nie wolno mi było jeść z watahą, a nie umiałem jeszcze polować. Nikt się nie chciał ze mną bawić. Codziennie słyszałem tylko jedno słowo - "wynocha". Kiedy miałem już dwa lata umiałem profesjonalnie walczyć. Nauczyły mnie tego wilki z sąsiednich watah. Kiedy alfa się o tym dowiedział kazał zabić albo przepędzić wilki z tych watah. To byli moi jedyni przyjaciele, nie mogłem na to pozwolić. Jednak było już za późno. Doszło do wojny. Krew we mnie wrzała. Wtedy to odkryłem moc z której słynie nasza rasa - zmieniłem się w smoka. Walczyłem przeciw swojej watasze. W końcu alfa został sam, a ja miałem po swojej stronie połowę wilków z watahy moich przyjaciół. Chciał mnie zabić, lecz przyjaciele mi dalej pomagali w walce. Mieliśmy przewagę liczebną. On został mocno poturbowany i uciekł. Miał spore rany więc założyliśmy że nie przeżyje za długo. Żyłem w tej przez dziesięciolecia, lecz każda wataha kiedyś się rozpada. Tak też się stało z tą. Nikt z rodu alf nie żył. Każdy członek watahy poszedł w swoją stronę. Znów byłem sam. Wędrowałem tak długo że już nawet nie wiedziałem ile mam lat. Moją podróż przerwał smok. Stanął przede mną i zaryczał groźnie. Ja go znałem - to ten alfa. Również przyjąłem smoczą formę. 
-Długo żeśmy się nie widzieli Arno - przemówił.
-Czego chcesz?  - warknąłem.
-Dzięki tobie jesteśmy ostatnimi z tej rasy, a czego mogę chcieć jak nie zemsty? - zapytała.
Nie odpowiedziałem. Staliśmy tak i patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle ten zaatakował. Chciał mnie ugryźć w kark, lecz strzeliłem mu ogonem. Zaczynała się walka w ręcz. Potem doszło do zapasów w piachu, aż w końcu do pojedynku na ogień. Nie będę wymieniać szczegółów bo większości nawet nie pamiętam. Wiem tylko tyle że kiedy on chciał zionąć strzeliłem mu kulą ognia do pyska. Palił się od środka, a po paru minutach zdechł.  Teraz byłem ostatni. Z powrotem przyjąłem postać wilka i poszedłem na poszukiwania wodopoju. Nie zaszedłem daleko z powodu ran. Upadłem na ziemię. I tak dotarliśmy do chwili obecnej.  Leżałem wyczerpany i cały we krwi. Czułem jak opadają ze mnie siły i tracę przytomność. Ostatnie co zobaczyłem to postać wilka nade mną.  
***
Obudziłem się w jaskini. Leżałem na płaskim kamieniu przykryty kocem ze skóry. Czułem na sobie bandaże. Podniosłem głowę i rozejrzałem się po jaskini. Nikogo nie było. Wstałem chwiejnie, przeszedłem metr i znowu padłem. W tym momencie jakiś wilk wszedł do jaskini.

<Wilku? :3 Proszę niech ktoś odpisze *-* >

3 komentarze: