- Kim jesteście? - wychrypiałam słabym głosem.
- Pomożemy ci, o nic się nie martw - powiedziała spokojnie wadera o czarnym futrze.
Wtem poczułam, jak ktoś podnosi mnie z ziemi i kładzie na czymś miękkim. Po chwili zorientowałam się, że to grzbiet basiora, który przyszedł z wilczycą.
- Jak ci na imię? - zapytała najmilszym głosem, jaki słyszałam od kilku tygodni.
- Ceivira - wyszeptałam.
- Diamond, a ten basior to Veyron. Jesteś w dobrych rękach - uśmiechnęła się.
Zamknęłam oczy. Bok bolał mnie niemiłosiernie. Zastanawiałam się, co mnie teraz czeka. Jedno było prawie pewne. Wreszcie nie będę siedzieć w klatce. Dłuższą chwilę trwało zanim dotarliśmy na miejsce, cokolwiek nim było. Starałam się za wszelką cenę nie stracić przytomności, ale z każdą kolejną minutą coraz trudniej było mnie utrzymać na tym świecie. W końcu poddałam się. Nie mogłam już dłużej. Zemdlałam.
<Diamond? Veyron? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz