To wszystko było dziwne. Nie wiem dlaczego, ale miałam nieodparte wrażenie, że ten cały Luke coś ukrywa. Destiny potwierdziła moje przypuszczenia, zdradzając mi emocje basiora. Był lekko zły, ale zarazem trochę przestraszony. Był dumny, prawdopodobnie ze swojej "gry aktorskiej", ale był nie do końca zadowolony, pewnie z efektu który wywołała u takich wilków jak ja. Z każdym dniem pożywienia coraz mniej, wody też, a on wcale nie wygląda na takiego, który głoduje, wręcz przeciwnie. Coś tu śmierdzi, i to na pewno nie jestem ja. Postanowiłam założyć pułapkę na tego gostka. Na ukrytej polanie, którą kiedyś odkryłam zwykle było pełno zwierząt parzystokopytnych (chociaż tych nie parzystokopytnych było o wiele więcej). Teraz znikały jedno po drugim. Po zapadnięciu zmroku zakradłam się tam i ukryłam w krzakach. Gdyby nie moja czarna sierść, zostałabym zdemaskowana, ponieważ z najbliższych po prawej chaszczy wyszedł wspomniany wcześniej Luke. Rozglądał się na boki, jakby nie chciał zostać zauważony. A potem... zaczęło się dziać coś dziwnego. Wokół jakiegoś jelenia ukazała się zielonkawa poświata i zdziwione zwierzę uniosło się w powietrze. Wyglądało, jakby ryczało, ale żaden dźwięk nie docierał do moich uszu. No, może oprócz tych, które docierały tam wcześniej.
-No i co mały, chciałbyś opaść na ziemię, co? Uprzejmie informuję, że to dopiero w mojej jaskini... - zaśmiał się perfidnie basior i podążył w jej kierunku. Kiedy tylko zniknął mi z oczu w te pędy pobiegłam do jaskini Ili przekazać wieści. Miałam zamiar ją obudzić, jednak okazało się, że co najmniej połowa watahy zgromadziła się we wspomnianym wcześniej wydrążeniu skalnym należącym do Ili. Z tego co zrozumiałam, to oni wszyscy Luke'a podejrzewali.
-A ty Grace? Jakieś nowości nam wniesiesz?-zapytała Alfa patrząc na mnie wyczekująco. Streściłam jej szybko wydarzenia na polanie. Chwila milczenia zawisła wokół nas, ale już zaraz nastąpiła ożywiona dyskusja co zrobić. Jedni myśleli, żeby nakryć go na gorącym uczynku i przedstawić zarzuty przed wszystkimi. Jedni, w tym ja, żeby wysadzić go razem z jego jaskinią. Inni żeby zakraść się do jego jaskini i zabić go we śnie. Jeszcze inni, żeby zakraść się do jaskini, uwolnić zwierzęta i zasypać wejście głazami. W końcu stanęło na tym, żeby zakraść się do jaskini, uwolnić zwierzęta, zamrozić wodę i jakoś wynieść ją na zewnątrz, a następnie znaleźć Luke'a i przedstawić zarzuty przed wszystkimi a następnie wygnać go z terenów watahy. W skład "ekipy interweniującej weszliśmy: ja, przez moje odkrycie, Cassandra, na wypadek gdyby komuś coś się stało, Melody, przez jej umiejętności, Cobalt, ponieważ mógł nam pomóc z wodą i Sirdena, żeby wygonił zwierzynę razem z Cass i Death'em.
Kiedy słońce było dokładnie nad naszymi głowami staliśmy już przed wejściem do jaskini Luke'a. Kiedy tylko wkroczyliśmy w tunel, zewsząd zaatakował nas słodkawy zapach gnijącego mięsa i zatęchłej wody.
-Wiecie co? Cokolwiek mu zostało, chyba dla nas się nie nadaje... - mruknęła Cass, a my musieliśmy przyznać jej rację. - Bo ja raczej TEGO nie zjem - wskazała łapą na do połowy zjedzonego łosia. Mięso miało niezdrowy kolor, a brzegi były czarne. Ja dziękuję za takie coś. Ruszyliśmy z zamiarem znalezienia Luke'a i otoczenia go. Ale było tu tak wiele zakrętów i korytarzy, że minęło bardzo dużo czasu, zanim dobiegł nas jego chrapliwy śpiew.
-No i już, po tobie jest, jedzonko smaczne z ciebie jest. Ja się najem, ty sobie pośpiiiiisz! A ja szczęśliwy będę dziiiiiiiś! - ugh... zdecydowanie to poczucia rytmu on NIE ma... Ruszyliśmy za fałszem do groty pełnej... taaaak, zgadliście, gnijącego mięsa. Słodkawy zapach uderzył nas tak mocno, że aż się cofnęliśmy. Luke zajęty był jedzeniem dawno złapanego jelenia. Po cichu zakradliśmy się do niego i otoczyliśmy go. Popatrzył na nas zaskoczony. Porozumieliśmy się wzrokiem i teleportowaliśmy się razem z nim przed jaskinę, gdzie teraz zebrała się cała wataha. Coś za łatwo poszło. Normalnie mielibyśmy dużo problemów, a tu "Pyk!" i już. Ktoś mu przymroził łapy do kamienia, na którym stał (Luke oczywiście :3). Ila zaczęła przedstawiać zarzuty. Kiedy skończyła, basior tylko się dziwnie uśmiechnął.
-Wiesz, że jeżeli nie opuścisz watahy do zmroku zabijemy cię? - zapytała.
-Bez obaw. Mnie nie będzie. Za to one tak... - powiedział, po czym zniknął. Z nieba zaczęły spadać setki, tysiące, miliony żab. Niektórzy zaczęli przeraźliwie piszczeć, a inni, tak jak ja, śmiać się. Jakkolwiek wielkim draniem by nie był, jedno muszę mu przyznać. Umie zrobić wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz