Szedłem lasem pilnując porządku we watasze i sprawdzając, czy nikt się nie bije ani... no wiecie sami. Nagle zatrzymałem się, bo zobaczyłem niezwykle dziwną scenkę; niedaleko, kilka metrów ode mnie szła jakaś czarna wadera, od której biła zielona poświata. A przed nią latały jakieś dziwne karty... nie dorywała od nich wzroku i... wpadła na mnie. Razem poturlaliśmy się w dół zbocza. Podniosłem się i pomogłem jej wstać.
-Wybacz... - powiedziałem.
-Nie... to ja na ciebie wpadłam. Jest tu może jakaś wataha? - zapytała.
-Tak. A ja jestem jej samcem Beta. - wypiąłem dumnie pierś. Wadera zachichotała. - A co? Chciałabyś do niej dołączyć.
-Ja... ee... no, raczej tak, bo... trochę się zgubiłam.
-Wspaniale. - uśmiechnąłem się szczerze.
-Ou... zapomniałam się przedstawić. Grace jestem.
-Ja Veyron. - ukłoniłem się nisko.
-Uu... co za porywcze maniery... - puściła do mnie oko.
<Gracie? Witamy...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz