Przestało padać. Chmury usunęły się z nieba, a na ich miejscu ukazało się słońce.
-Jesteśmy. - wskazałam łapą na miejsce przy wodopoju, gdzie zawsze kręciło się dużo wilków.
-Jak tu ładnie. - zachwyciła się.
-Jest tylko jedna rada... - zaczęłam.
-Jaka? - zdziwiła się Nakoma.
-Lepiej nie zbliżaj się do jaskini Czarnej Tygrysicy. - ostrzegłam.
-Dlaczego? - zdziwiła się. Wpadłam na głupi pomysł, aby ją przestraszyć i zaczęłam mówić tonem gościa z horrorów:
-Ta Czarna Tygrysica to nasz pasożyt we watasze, taka kula u nogi... ciąży na nas klątwa, że co miesiąc musimy wydawać jej jednego wilka na pożarcie, inaczej sami zostaniemy zjedzeni... a następna możesz być... TY! - krzyknęłam, chwytając ją za ramie łapą udającą kościotrupa. Nakoma wrzasnęła chyba na całą watahę, a ja wyłożyłam się na trawie i zaczęłam śmiać się do rozpuku. Po chwili zszokowana Nakoma zrozumiała, że to żart i przyłączyła się do mnie, śmiejąc się jeszcze głośniej i wywalając się obok mnie na trawie.
<Nie bój się, Nakoma... żadna Czarna Tygrysica Cię nie zje ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz