Zasnął co mnie o dziwo nieco rozbudziło. Spojrzałąm na niego i uśmiechnęłam się w duchu. Coś tam mamrotał pod nosem, ale to dlatego, że pewnie znowu mu się coś śniło.
-Śpij sobie o czymś innym niż złamane żebro dobrze?- zaśmiałam się pod nosem.
Nie drgnął. Potraktowałam to jak „ok..”.
Położyłąm się obok niego, ale nie zamierzałąm zasnnąć. Miałam zamiar poczekać aż on się obudzi. Może pujdziemy razem nad jezioro jak wcześniej. Albo zwiedzimy jaskinie. Może pujdziemy sobie na wycieczkę, a może po prostu przejdziemy się by sprawdzić czy nikt w watasze nie potrzebuje czegoś. Ta ostatnia opcja wyglądała na najnudniejszą, ale mi się najbardziej podobała. Tak Spacerowanie po znanym terenie... Pomaganie innym. To co umieim trochę robić. I przede wszystkim praca Veya... Może w końcu zobaczę jak tak na prawdę pracuje Mogło by to być nawet, nawet ciekawe. Taka spokojna przygoda.
Ciekawe czy większość wilków będzie na terenie watachy czy poza jej terenami...
Veyron chrapnął mocniej dwa razy, przetarł oczy i podniusł się.
-Czy znowu coś ci się śniło?- zapytałam.
-Nom, ale to już nie było tak... Hmm... Dramatyczne.- zaśmiał się i ziewnął.
-Jesteś zmęczony?- zapytałam szturchając go w ramię.
-Nie. Już się wyspałem.- uśmiechnął się.
-To dobrze. Od dawna właściwie nie przechodziliśmy po watasze... No a zwłazcza jeśli chodzi o to, że twoje stanowisko właściwie wymaga pracy...- spojrzałam na niego czekając, aż powie, że musi trochę popracować.
-No... Właściwie to powinienem trochę dzisiaj popracować. Nie będziesz się chyba beze mnie nudzić?- wyciągnął się przygotowując do długiego dnia.
-Wiesz... No, bo ja mogę iść z tobą i ewętualnie ci pomóc czy coś?- Powiedziałam cicho, ale z wyraźną nadzieją.
-Jesteś pewna, że chcesz iść ze mną? To męcząca i nie zawsze miła i przyjemna praca.- nie był zadowolony.
-Proszeeeee...- poprosiłam.- Nie będę robić problemów.
-No dobrze, ale jak ci się znudzi to mi powiedz.- dodał.
-Dzięki!- pisnęłam.
Westchnął i pokiwał w zamyśleniu głową. Tak jakby myślał, że mój charakter też mu się przyśnił.
-A ty czasem nie masz własnej pracy?- zaśmiał się.
-No niby mam.- zachichotałam.- Ale moja praca nie jet taka wymagająca.
-Zabójca tak?- zapytał tak jakby chciał się ze mną drażnić.
-Tak. A ty Beta? Tak?- odpowiedziałam tym samym.
-Zgadza się.- zaśmiał się.
-No no. Panie Bera to gdzie idziemy? - zarzartowałam.
-Przejdziemy się po obrzerzach terenów... Może trzeba znowu wzmocnić zapach, ale w tedy będziemy musieli iść do Aventiego.- zaczął. – Potem przydało by się iść do Samanthy może czegoś potrzebuje. Potem do Grece i Cyndiego. Jak starczy czasu to jeszcze zobaczymy co słychać u pozostałych. To taki będzie plan. No.
-Okay.- wyprostowałam się.- Pora na przygodę!
-Ale jesteś świadoma, że nie zawsze coś się dzieje? To często papierkowapraca.- przypomniał.
-Nie szkodzi! To będzie super przygoda!- nie poddałam się.
Wybiegłam z jaskini oczekując, że ciepłe promienie słońca mnie otulą i dadzą mi przekonanie, że dziś jest ‘mój’ dzień. Niestety ogarnęło mnie zimne i nieprzyjemne uczucie. Nie było, aż tak zimno, zle było suche powietrze co powodowało, że żle się czułam. Jęknęłam.
-Wiesz, czsem tak bywa... Zima, wiosna, lato, jesień.- powiedział akcentując słowo ‘zima.’
-Czyli teraz zaczyna się zima?- zapytałam z znórzeniem.
-Tak, ale zobacz! Można będzie lepić bałwany.- powiedział entyzjastycznie.
-Tak, ale tu chyba nie jest zbyt wilgotnie czyli nici z tego.- podsumowałam.
-Nie. Zawsze był tu śnieg. Ale teraz jest faktycznie jakoś dziwnie sucho.- przyznał marszcząc czoło.
Zamyśliłam się. A jeśli nie będzie śniegu? Może będą same mrozy. To nie dobrze. Zwierzęta nie będą miały jak się schronić w zimowej kołdrze. Nie będzie śniegu to gdzie zasną niedzwiedzie. Gdzie schowają się małe gryzonie które właśnie tam się chowają. Sowy będą się cieszyć. Wilkom też będzie ciężko. Jak niedzwiedzie nie zasną to będą nadal polować. W zimnych cięrzkich czasach... Dzielić wszystko z niedzwiedziami nie będzie łatwo.
-Kurczę.- przrwał moje przemyślenia.- To byłby problem.
-Słuchaj, ja mam panowanie nad wodą. EJ! Chwila przecierz na terenie watachy jest dużo jezior. Jakto możliwe, że tu jest sucho?- zapytałam.
-Zmiana planów. Sprawdzamy to.- powiedział żeczowym tonem.
Ruszyłm za nim. W kilka minut dotarliśmy nad staw który jeszcze wczoraj był jeziorem. Otworzyłam szeroko oczy i otworzyłam buzię.
-C? Co tu się stało?- zapytał z zdziwieniem i niepokojem Vey.
Zapomniałam jak się mówi. Zapomniałam.
Podszedł bliżej do stawu i zblirzył łapę do wody jakby obawiał się, że zaraz zniknie.
-Może mogę napełnić ten staw? To chociaż na chwilkę pomoże.- powiedziałam z zrezygnowaniem.
-To nic nie da na dłższą metę. Co dziennie będziesz napełniaś stawy?- zapytał sarkastycznie.
-Jeśli to pomoże to dwa razy dziennie na zmiane z bratem.- obiecałam.
-Ale nie może tak być!- spojrzał na mnie.
-Będziemy mieć chpociaż czas by zobaczyć co jest problemem. Nie mówię, że to będzie rozwiązanie problemu tylko perspektywa na jeden czy dwa tygodnie by zarzegnać kryzys.- powiedziałam błagalnym głosem. – Proszę nie każ mi patrzeć na to z zawiązanymi rękami.
Nic nie powiedział.
-Może zgłośmy tę propozycję Aventjemu?- zaproponowałam delikatnie.
Skiną głową nie odrywając wzroku od wody.
-Wiesz co? Może dam Ci chwilkę spokoju i sama pujdę do Alfy.- odwróciłam się by odejść.
-Dzięki, ale dam radę.- wyprzedził mnie i zaczą prawie biedź.
Ledwo go dogoniłam, przyspieszył i musiałam się bardziej wysilić. Jego oddech podpowiadał mi lekkie zdenerwowanie. Zwolnił przed jaskinią.
-Wejdę tam sam.- powiedział i z rozpędu wszedł do jaskini.
Usiadłam kilka metrów przed wejściem by nic nie słyszeć. To była ich rozmowa nie moja.
< Vey? Miałam przypływ szczęścia xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz