piątek, 11 września 2015

Od Dezessi CD. Louisa

-Dziękuję..- wymamrotałam.-Za wszystko, ale wystarczyło mnie obudzić.
Spojrzałam na Kazego i uśmiechnęłam się mimo wolni. Był taki ucieszony!
-Oj nie ma za co!- powiedziała Grace.-Jeszcze masz poważną ranę, więc…
Użyłam mocy by się uleczyć i wstałam powoli.
-Dzięki. Bez ciebie byłoby cienko…- powiedziałam do Kazego.
-Może już pójdziemy?- zaproponował.
-Tak to dobry pomysł.- przyznałam.
Wyszliśmy z jaskini i zaczęłam się śmiać wniebogłosy. Kaze szybko do mnie dołączył.
-To było dziwne!- powiedziałam.
-Racja!
Spojrzałam na coś zawiązanego na mojej szyi. Była to chustka. Zdjęłam ją i powstrzymując śmiech potarłam opuszkami palców. Była miękka i delikatna. Zdziwiona spojrzałam na Kazego.
-Zatrzymaj ją.- powiedział.
Dopiero teraz poczułam wielką ulgę i wdzięczność. Zakręciła się w moim oku łezka. Był to miły gest z jego strony.
-Dzięki. Za wszystko ci dziękuję! Bez ciebie na prawdę nie przeżyłabym.- powiedziałam z przejęciem.
-Każdy by tak zrobił.- powiedział skromnie.
-Nie prawda… niektórzy nie potrafią pomóc. Nie chcą.
Zamilkł na chwilę.
-Jestem ci winna obiad.- zaśmiałam się.
Zawtórował mi. 
-No dobra.- zgodził się.
-To musimy iść do mojej jaskini. I przy okazji będziesz już wiedział gdzie mieszkam.- poszłam w stronę mojej jaskini.
Kaze mnie dogonił i szedł obok mnie. Uśmiechaliśmy się do siebie. Miło było tak spacerować. Ogólnie wszystko było miłe. Doszliśmy do mojej jaskini.
-To tu.- wskazałam na jaskinię.
-Ładnie tu. 
-W innym miejscu bym nie mieszkała.
-Mam w spiżarni jelenia.- powiedziałam wchodząc do jaskini.
Zachęciłam ruchem ręki Kazego do zrobienia tego samego. Jak wszedł usiadł na dywanie z owcy. Ja weszłam do spiżarni i podzieliłam jelenia. Moja porcja była mniejsza- bo i ja taka byłam.
-Smacznego.- powiedziałam stawiając przed nim mięso.
-Smacznego.- powiedział melancholijnie. 
Spojrzałam na zewnątrz. Było już ciemno. Musiałam zapalić świece. 
-To…- zaczęłam.-Może opowiesz mi coś o sobie?
-Hmm… A co chcesz wiedzieć?- spytał.
-No wszystko!-oparłam głowę na dłoni.
-No cóż… Jestem basiorem.- zaczął żartobliwie.-Mam już swoją jaskinię. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć.
-Innym razem.- zakończyłam.-To inaczej. Może chcesz o czymś pogadać?
-Czemu nie? A o czym?
-O wszystkim!
-To chyba twoja odpowiedź na wszystko!- zaśmialiśmy się.
-Racja nie zauważyłam tego… Jeśli jesteś w tej watasze to znaczy, że jesteś spoko więc może jeszcze… jutro powtórzymy ten dzień?- zaproponowałam.
-No nie wiem!
-No dobra nie będziemy powtarzać dnia tylko… wybierzemy się na zwiedzanie terenów poza watach-owych?- nie wiedziałam jak to ująć.
-Na takie coś mogę się zgodzić.- przyznał.
Uśmiechnęłam się serdecznie.
-To przyjdę tu nad ranem dobrze?- zapytał.
Wstał. j też wstałam.
-Dobrze. O! I jak będę spała to mnie obudź!- zażądałam.
-Niczego nie obiecuję.- mrugnął do mnie.
-Dobra, dobra. Musisz odpocząć. Tachałeś mnie dość długo więc z pewnością jesteś wykończony.- powiedziałam.-Tym bardziej, że nie zaczęłam diety!
Zaśmialiśmy się znowu.
-Po co komu odchudzanie?- zapytał retorycznie.
-Wilkom które trzeba nosić.- podeszłam do niego.
-Dobranoc.- powiedział.
-Dobrej nocy.-powiedziałam.
Przytuliłam go na pożegnanie się w ciemnościach nocy. ja poszłam do swojej sypialni gasząc świeczki. Jeszcze miałam widok Kazego przed oczami. Nadal czułam jakby był tu. 
Zasnęłam myśląc o …wszystkim! A przede wszystkim o Louisie. 

<Kaze? Jak to dokończysz? =^.^=>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz