- Ja również się cieszę... - uśmiechnąłem się po raz pierwszy od wielu dni. - Jesteś jedyną osobą, która jest mnie w stanie zaakceptować, nie zważając na mój szkaradny wygląd.
- Moim zdaniem jesteś spoko... - wadera zamachała wesoło nogami. - Chociaż nie wierzę, że jestem jedyną osobą, która cię polubiła bez względu na twój wygląd.
- Może masz rację... - zamyśliłem się i wróciłem pamięcią wstecz.
- Serioooooo? Masz taką osobę? Może to twój bliski przyjaciel? Basior, czy wadera, hm? Bardzo się cieszę, że nie jestem jedyna...
- Cóż.. miała na imię Mell. Była bardzo bliską przyjaciółką memu sercu, ale, gdy powiedziałem, że jej nie kocham, tylko bardzo lubię, jak przyjaciel przyjaciela... ona również mnie zostawiła... - westchnąłem z goryczą.
- Hej... jeszcze nigdy właściwie nie opowiadałeś mi swojej historii... opowiesz? - Susan zrobiła wielkie oczy.
- Jakoś nie mam na to ochoty... - ponownie się zamyśliłem. - Ale niech ci będzie... Kiedyś nie byłem taki szpetny jak dziś. Byłem całkiem ładny. Miałem doskonały wzrok i potrafiłem dostrzec praktycznie wszystko. Jak to mówią "Miałem sokoli wzrok". Prowadziłem wspaniałe życie. Była jednak pewna wadera, którą pokochałem. Z wzajemnością... a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak nie tylko ja pałałem do niej uczuciem. Był również inny basior. Zwali go Evil. A faktycznie był złem wcielonym... ciągle tylko szperał i planował, jakby mnie tu usunąć z "kandydowania". Pewnej zimnej, ciemnej nocy obudził mnie niemiłosierny żar tuż przy mojej twarzy. Ktoś szturchał mnie i krzyczał. Otworzyłem oczy i spostrzegłem pożar. Moja ukochana była przerażona, a wszędzie płonął ogień. Jaskinia została zawalona. Jednak ja ruszyłem aby ją odkopać. Wiedziałem, że zdąży tam wejść tylko jedna osoba. Skłamałem i puściłem ją przodem. Później jaskinia się zawaliła, a ja straciłem przytomność. Gdy już się obudziłem byłem zawalony stertą kamieni. Ledwo co widziałem. Postanowiłem spróbować się podnieść i zwaliłem z siebie stertę kamieni. Cała wataha stała i wpatrywała się we mnie z przestrachem i niedowierzaniem. Spojrzałem po sobie i zobaczyłem, że mam prawie całą spaloną sierść. Od tej pory wyglądam jak potwór. Chciałem podejść do swojej partnerki, ale ona cofnęła się gwałtownie i powiedziała, abym natychmiast odszedł. Zrobiłem tak jak kazała, bo chciałem, żeby była szczęśliwa. Odszedłem. Lecz później zrozumiałem, że to nie była prawdziwa miłość... chodziłem po watahach, ale z każdej mnie wyrzucano. Do kiedy nie trafiłem tu. Ale... nie ma co współczuć, trzeba pogodzić się z prawdą i tym, że każdy wilk, prędzej, czy później cię wystawi.
<Susan? :3>
- Serioooooo? Masz taką osobę? Może to twój bliski przyjaciel? Basior, czy wadera, hm? Bardzo się cieszę, że nie jestem jedyna...
- Cóż.. miała na imię Mell. Była bardzo bliską przyjaciółką memu sercu, ale, gdy powiedziałem, że jej nie kocham, tylko bardzo lubię, jak przyjaciel przyjaciela... ona również mnie zostawiła... - westchnąłem z goryczą.
- Hej... jeszcze nigdy właściwie nie opowiadałeś mi swojej historii... opowiesz? - Susan zrobiła wielkie oczy.
- Jakoś nie mam na to ochoty... - ponownie się zamyśliłem. - Ale niech ci będzie... Kiedyś nie byłem taki szpetny jak dziś. Byłem całkiem ładny. Miałem doskonały wzrok i potrafiłem dostrzec praktycznie wszystko. Jak to mówią "Miałem sokoli wzrok". Prowadziłem wspaniałe życie. Była jednak pewna wadera, którą pokochałem. Z wzajemnością... a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak nie tylko ja pałałem do niej uczuciem. Był również inny basior. Zwali go Evil. A faktycznie był złem wcielonym... ciągle tylko szperał i planował, jakby mnie tu usunąć z "kandydowania". Pewnej zimnej, ciemnej nocy obudził mnie niemiłosierny żar tuż przy mojej twarzy. Ktoś szturchał mnie i krzyczał. Otworzyłem oczy i spostrzegłem pożar. Moja ukochana była przerażona, a wszędzie płonął ogień. Jaskinia została zawalona. Jednak ja ruszyłem aby ją odkopać. Wiedziałem, że zdąży tam wejść tylko jedna osoba. Skłamałem i puściłem ją przodem. Później jaskinia się zawaliła, a ja straciłem przytomność. Gdy już się obudziłem byłem zawalony stertą kamieni. Ledwo co widziałem. Postanowiłem spróbować się podnieść i zwaliłem z siebie stertę kamieni. Cała wataha stała i wpatrywała się we mnie z przestrachem i niedowierzaniem. Spojrzałem po sobie i zobaczyłem, że mam prawie całą spaloną sierść. Od tej pory wyglądam jak potwór. Chciałem podejść do swojej partnerki, ale ona cofnęła się gwałtownie i powiedziała, abym natychmiast odszedł. Zrobiłem tak jak kazała, bo chciałem, żeby była szczęśliwa. Odszedłem. Lecz później zrozumiałem, że to nie była prawdziwa miłość... chodziłem po watahach, ale z każdej mnie wyrzucano. Do kiedy nie trafiłem tu. Ale... nie ma co współczuć, trzeba pogodzić się z prawdą i tym, że każdy wilk, prędzej, czy później cię wystawi.
<Susan? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz